We wtorek miałam okazję uczestniczyć w tzw. International Spouses Orientation class, czyli takim informacyjnym meetingu zorganizowanym dla żon i mężów żołnierzy/żołnierek US Army, które pochodzą z innych krajów. Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć :)
Takie spotkania organizowane są średnio raz na dwa miesiące, czasem rzadziej czasem częściej, ale to chyba zależy od pory roku, albo wielkości napływu nowych żołnierzy do bazy. Nie wiem... tylko gdybam. Miałabym okazję uczestniczyć wcześniej w takim spotkaniu, ale ciagle coś nie pasowało, to np. albo byliśmy na wycieczce, albo jakiś wyjazd, albo coś wypadło... wiecie jak to jest. Życie można zaplanować, ale co się stanie z tymi planami, to już inna sprawa ;)
Wracając do tematu... spotkanie zwane International Spouses Orientation lub International Readiness Program ma za zadanie wprowadzić żony/mężów (tych z innych krajów) do ... nazwijmy to prawidłowego funkcjonowania w armii. Ja, mimo, że z amerykańską armią powiązana jestem już prawie 3 lata, to zdecydowałam się pójść na spotkanie nie tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o np. wolontariatach czy pracy lub darmowych wykładach, ale też z tego powodu, że po cichu liczyłam, że może spotkam tam jakąś Polkę :)
Mój mąż podwiózł mnie do budynku, w którym miało się odbyć spotkanie, a ja całą drogę paplałam, że jestem taka podeskcytowana, że spotkam ludzi z innych krajów, że uwielbiam takie międzynarodowe skupiska, że fanie by było znaleźć tam drugą Polkę. Na co jak zwykle mój ślubny nieco studząc mój entuzjazm mówi "I think you've got more of a chance to meet some Asians and Germans." Ja natomiast, jako chwilami niepoprawna optymistka, wierzyłam, że jednak spotkam rodaczkę.
Wchodzę zatem do budynku i pokierowałam swoje kroki do tzw. front desk, gdzie zwykle pracownicy udzielają informacji.
ja: "Hi, do you know where the International Spouses Orientation class is held?"
pracownik: "International Spouses Orientation? Oh, I don't know."
ja: "They told me it was somewhere on the 3rd floor."
pracownik: "Go down to the very back of the hallway, turn right, and take the elevator."
Idę więc według wskazówek, docieram na trzecie piętro i znów pytam o International Spouses Orientation class. Okazało się, że babka, której zadawałam to pytanie, to ta sama, u której się wcześniej rejestrowałam mailowo, więc trafiłam :) Jednak kiedy rozejrzałam się dookoła, okazało się, że oprócz mnie czeka tylko jedna dziewczyna z Puerto Rico. Jakże byłam rozczarowana.
Zaprowadzono nas do pomieszczenia, które wyglądało jak typowa sala szkolna na mniej więcej 35 osób z ławkami na 2 lub 3 osoby.
Ja, niewiele mysląc, pokierowałam się od razu do pierwszej ławki. Pierwszych ławek raczej nigdy się nie bałam, nawet kiedy chodziłam do liceum w Polsce często zajmowałam pierwszą ławkę, bo jak nauczyciele mieli jakies pytania to zwykle celowali w środkowe rzędy lub ostatnie - najciemniej pod latarnią, jak to mówią ;)
Po usadowieniu się na miejscu, wpisałam się na listę, w której trzeba było uzupełnić rubryki: imię i nazwisko, kraj pochodzenia, adres e-mail. Po czym poinformowano nas, że musimy trochę poczekać, bo przyjdzie więcej osób. I przyszło... jakieś 30, może więcej. Pomyślałam sobie, że Azjatki mają szczęście, bo się po wyglądzie poznają, a znakomita większość z nich i tak jest z Korei, więc szanse, że spotkają Chinke czy Japonke są nikłe, a z Europejkami, to już nie jest tak łatwo. Czasem któraś wygląda jak Polka albo Niemka, a później okazuje się, że to Dunka.
Okazało sie, że siedząc w pierwszej ławce musiałam wykazać się ogromną odwagą, gdyż nikt koło mnie nie usiadł, a cały tłum ludzi, który przybył usadowił się gdzieś na końcu sali. Może bali się, że ktoś będzie im kazał odpowiadać na jakieś pytania? Pff, przecież to oni przyszli tutaj, żeby je zadawać, a nie na odwrót ;) No, ale nie wnikam :D
Pierwszą zabawną rzeczą jaką dostrzegłam było to, że spotkanie było skierowane głównie do kobiet, mimo, że uczestniczyli w nim też faceci (choć na 30 osób było ich chyba dwoje czy troje). Ba, nawet prezenty, które dostalismy były głównie dla kobiet np. taki pilniczek do paznokci czy balsam ochronny do ust zapakowane w różowe torby ;) Nie mówię, że faceci nie powinni tego używać... Chodzi o to, że mało który facet faktycznie używa sztyftu do ust, no, ale przynajmniej mieli prezent dla swoich żon :D
Kiedy w sali pojawili się juz prawie wszyscy, prawie, bo okazało się, że wciąż czekamy na jedną osobę, która się lekko spóźni, pomyślałam sobie, że faktycznie jestem odważna siedząc w tej pierwszej ławce sama ;) Byłam dumna z siebie, gdyż owa sytuacja nie sprawiała w ogóle, żebym czuła się jakoś niekomfortowo ;) Rozglądałam się też wokół siebie i próbowałam zgadnąć która dziewczyna wyglądała na Polkę i już miałam jeden typ, ale niestety siedziała już z kimś i zbyt daleko, żebym mogła sobie do niej podejśc i zagadać, a nie chciałam robić zamieszania.
Po chwili pojawiła się dziewczyna na którą czekaliśmy i usiadła obok mnie. Nie miałam pojęcia jaką narodowość jej przypisać, gdyż nie chciałam się przyglądać. Szczupła, zgrabna, dość wysoka, ciemne włosy i... i nie wiem... pewnie Europejka. Tyle zdązyłam zauważyć, a później zaczęły się już zajęcia, więc nie chciałam się rozproszyć.
Plan spotkania wyglądał tak:
9:00 - 9:15 Welcome
9:15 - 9:20 Vaccine Healthcare Center
9:20 - 9:30 Family Advocacy Classes
9:30 - 9:40 Womack Army Medical Center
9:40 - 9:50 Cumberland County School System
9:50 - 10:05 Financial Readiness
10:05 - 10:10 Youth Education Support Services
10:10 - 10:15 Outreach/Hearts Apart Program
10:15 - 10:20 Family Member Employment
10:20 - 10:25 Getting Acquainted
Break
10:35 - 10:45 Fayetteville Technical Community College
10:45 - 10:50 Fascinate-U-Museum
10:50 - 11:00 Army Education Center
11:00 - 11:05 Installation Volunteer
11:05 - 11:15 Army Family Team Building / Army Family Action Plan
11:15 - 11:25 US Citizenship and Immigration
11:25 - 11:30 International Readiness Program Closing Remarks
Niektóre z wyżej wymienionych rzeczy zostało pominięte, na inne zaś poświęcono więcje czasu, więc wyszedł taki miszmasz, ale przynajmniej dostaliśmy mnóstwo dokumentów z informacjami, które mogłyśmy skonsultować w razie wątpliwości.
Kolejną zabawną sprawą było to, że co chwilę zmieniali się ludzie (Amerykanie) informujący nas o wyżej wymienionych kwestiach i co kilka minut niektóre osoby upominały ich by mówili wolniej (niektóre dziewczyny były w USA dopiero od miesiąca), na co dana osoba odpowiadała "Ok", a później i tak wracała do swojego szybkiego słowotoku :D
Co chwilę też trzeba było sięgać po inny dokument/informator z teczki, żeby wiedzieć o czym dana osoba mówi, więc kiedy mnie jako pierwszej udało się znaleźć jakiś świstek, to informowałam dziewczynę, która siedziała obok mnie gdzie on jest itp.
W końcu znów przyszła lista na którą trzeba było się wpisać, ja już widniałam na jej szczycie, bo przyszłam jako pierwsza, więc kiedy dziewczyna, która ze mną siedziała podała mi listę, odpowiedziałam "I'm already on the list, you can pass it to others," i po chwili usłyszałam od niej pytanie "Where are you from?"
ja: "Poland"
ona: "Me too"
ja: (tak mnie zatkało, że nawet nie mogłam sobie przypomnieć słowa po polsku) "No kidding!"
A co było dalej i jakie prezenty i informatory dostaliśmy na spotkaniu opowiem w kolejnym poście. (proszę się nie martwić, do książki Wałkowanie Ameryki wrócimy za chwilę).
Hahaha świetnie :D No to masz nowa znajomą :D
ReplyDeleteaz mi samej trudno bylo w to uwierzyc :D
DeleteI udało Ci się spotkać Polkę :D
ReplyDeleteTak :D Sama nie moglam uwierzyc jak to sie stalo heh :D
DeleteLos ci ja "rzucil" moze nie w ramiona, ale w lawke (do lawki?)
ReplyDeleteMam nadzieje ze sie zaprzyjaznicie :)
tez mam taka nadzieje :)
DeleteAleż ja lubię czytać Twojego bloga!!! :-))
ReplyDelete(piszę ten komentarz po raz tysięczny, bo coś mi komentarze nie działają... jak by co, to wybacz i usuń nadmiar! )
ReplyDeleteJak ja lubię czytać Twojego bloga!! :-) zawsze dziób mi się śmieje przy nim, także dzięki za jego prowadzenie!
bardzo mi milo :D dziekuje! :D
DeleteNo to czekamy na dalszą relacje ze spotkania:D
ReplyDeleteza chwile zabieram sie do pisania :)
DeleteNo ładnie, niezły Hitchock z Ciebie :) mam nadzieję, że nie będę musiała za długo czekać na dalszy ciąg opowieści! ;)
ReplyDeleteMam juz notke, tylko caly czas poprawiam i dodaje zdjecia gadzetow. heh, niedlugo sie pojawi :D
DeleteNo proszę :) Ja ostatnio w sklepie w Owasso (gdzie mieszkam)) spotkałam Polkę z dwójką dzieci. W pierwszej chwili aż zapytałam się szeptem męża czy mam jakieś omamy słuchowe czy faktycznie słyszę język polski ;) No ale dwójka dzieci więc nie ten sam etap życia, pewnie byłaby znudzona rozmową ze mną więc nie zagadałam ;)
ReplyDeleteA co do pierwszych ławek - tylko na jednym czy dwóch wykładach na studiach z własnej woli siadałam w pierwszym rzędzie, osobiście nie lubię się rzucać w oczy, wolę się wtopić w tłum i słuchać - jestem dość nieśmiała ;) Także na takim spotkaniu, jeśli zebrałabym się na odwagę by iść, usiadłabym na szarym końcu ;)
No to moze ja powiem Ci, ze z moja znajoma (polka) ktora sie u mnie zatrzymala na pare dni wyszłam na klatke schodowa i akurat schodzil moj sąsiad z góry. Rozmawialam z nia po polsku, a potem do sąsiada rzucilam "Hi", i glowe bym sobie dala uciąć, że usłyszałam od niego w odpowiedzi 'cześć', ale jak pozniej spytalam męża i mojej kumpeli czy slyszeli to co ja i zaprzeczyli... lol ... moj maz nawet powiedzial "your mind is playing tricks on you" ;)
Deletehaha bardzo fajna historia. Czyta się jednym tchem. Tez zawsze wyszukuje rodaków, niestety mam tylko jedna koleżankę z Polski i poznałam ja przez znajoma z Warszawy :)
ReplyDeleteNo ja tez mam akurat tylko tę jedną znajomą tutaj, ktora poznalam na tym spotkaniu. Ale bede szukac rodakow dalej :)
DeleteUwielbiam czytać Twojego bloga:) Strasznie Ci zazdroszczę tego, że tam mieszkasz no i, że tak świetnie znasz język! Może moje marzenie w końcu się spełni :-) Pozdrawiam i czekam na nową notkę!
ReplyDeleteDziekuje Ci kochana, ze napisalas tak mily komentarz. To bardzo motywuje do dalszego pisania :) Zycze spelnienia marzen! :)
DeleteCumberland County? o kurcze, piszesz z Maine?
ReplyDeleteNie, piszę z Polnocnej Karoliny. Ty jestes w Maine? :)
DeleteThis comment has been removed by the author.
ReplyDeleteW Portland, Maine. To tez Cumberland County wiec az mi serce podskoczylo do gardla czytajac twoja notke. Zagladam do Ciebie od czasu do czasu, ale nigdy nie zwrocilam uwagi skad jestes. Tak czy siak lubie twoje komentarze i spostrzezenia, mamy dosyc podobne historie. No szkoda, szkoda, ze nie Maine;) Pozdro
ReplyDelete