Monday, October 28, 2013

English as a Second Language - pierwsze zajęcia...

Jestem typem sowy - przyzwyczajonej do ciszy i spokoju w nocy i zupełnie nieprzystosowanej do funkcjonowania w godzinach rannych ;) mam tutaj na myśli 5 czy 6 AM. Ale przyszedł czas kiedy trzeba było ruszyć tyłek z ciepłego łóżka o 6:30 AM, wziąć prysznic, wysuszyć włosy (tak, w moim przypadku nie ma sensu myć włosów wieczorem by rano cieszyć się świeżymi kosmykami - ja, kiedy budze się rano mam już włosy przetłuszczone u nasady i źle się z tym czuję, więc myję codziennie od rana) i zrobić lekki makijaż, który ukryje fakt, że ranek nie jest moją ulubioną porą dnia. Przyszłam do szkoły 20 minut przed planowanym rozpoczęciem zajęć. Słyszałam, że nauczyciele nie tolerują spóźnień, więc wolałam dmuchać na zimne i wygrzebać się z domu te kilka minut wcześniej. Spojrzałam na druczek, który dostałam podczas zajęć organizacyjnych by upewnić się w której sali mają odbyć się zajęcia ESL. Salę odnalazłam szybko, ale wokół mnie nie było żywego ducha. Czyżbym na zajęcia ESL też miała przyjść sama? Hm... Zbliża się 8:00 AM, czyli już czas żeby chociaż nauczyciel się pojawił, ale nic... do klasy pospiesznie weszła jakaś babka, ale zatrzasnęła za sobą drzwi, a w tej szkole kiedy drzwi się zamkną, to można je otworzyć tylko od środka pociagając za klamkę, albo od zewnątrz, ale tylko kluczem. Nikt też na zajęciach się nie pojawił oprócz mnie, więc stwierdziłam, że musiała nastąpić jakaś pomyłka i prawdopodobnie muszę udać się gdzie indziej... Kiedy weszłam do szkoły nikogo nie było na tzw. "front desk", ale teraz, kiedy dochodziła 8:00, ktoś się tam pojawił, więc postanowiłam zapytać co i jak...

- "Excuse me, do you know where ESL classes are held?"
- "Go down this way. You will see the ESL Classroom sign on the door."

Faktycznie, klasa jest oznakowana i jej numer jest inny niż podano na moim druczku, ponadto znajduje się na parterze, a nie na piętrze jak owy druk sugerował, ale cóż zdarza się. 

Kiedy weszłam do klasy zostałam powitana radosnym "Good Morning" przez Tajkę i Meksykanina - oboje byli już pewnie po 60tce. Spojrzałam na nauczycielkę, na oko też koło 65 lat, dałam znać po co przyszłam. Okazało się, że owa nauczycielka na razie tylko zastępuje tę, która ma normalnie z nami prowadzić zajęcia od wtorku. Zaczęłyśmy zatem dopełniać formalności, wybrałam sobie miejsce obok Tajki i Meksykanina. Ławki były ustawione w, jak ja to nazywam kanciatą podkówkę, siedziałam więc prostopadle do moich nowych classmates.

Tajka mówiła całkiem nieźle po angielsku - tzn. używała podstawowych zdań i zwrotów, ale potrafiła dobrze wyrazić to, co ma do powiedzenia. Mówi płynnie, ale nie za bardzo potrafi czytać. Cały czas powtarzała, że jestem podobna do jej wnuczki, która niedługo kończy szkołę i wychodzi za mąż. Sama Tajka jest już na emeryturze. Przyznała, że teraz ma więcej czasu dla siebie i nie chce w pełni poświęcać się dla rodziny, więc postanowiła zainwestować siły w naukę angielskiego. Na początku miałam trochę kłopoty ze zrozumieniem co do mnie mówi, ale już po godzinie rozmowy przyzwyczaiłam się do tego jak wymawia niektóre wyrazy i już nie zauważałam tego JAK mówi, ale CO mówi.

Meksykanin jest na trochę niższym poziomie z angielskiego niż Tajka. Rozumie niewiele, nawet kiedy starałam się mówić wolniej prosił o powtórzenie. Niewiele też mówi, ale uczy sie od niedawna, więc pewnie po kilku lekcjach będzie lepiej. Zapytał mnie czy mówię po hiszpańsku, na co odpowiedziałam "Hablo un poco de español, pero estoy aprendiendo español todavía" (jestem otwrata na wszelką krytykę, poprawki itp. dotyczące mojego hiszpańskiego, więc jeśli wyhaczycie jakieś błędy to nie bójcie się mnie poprawić ;)) ... skusiłam się też wtrącać w zdania angielskie wyrazy po hiszpańsku, żeby mógł mnie lepiej zrozumieć. Mój hiszpański jest jeszcze na takim głupim poziomie, w sensie sporo zrozumiem, lecz jeszcze niewiele powiem, co jest normalne i naturalne dla nauki języka. Uśmiech na twarzy Meksykanina i kiwanie głową z aprobatą za każdym razem, kiedy próbowałam mówić po hiszpańsku trochę bardziej mnie upewniał, że warto próbować dalej i mówić coraz więcej ;)

Po kilku minutach w klasie pojawiła się młoda dziewczyna, na oko 23-25 lat. Usłyszałam, że nauczycielce przedstawia się jako Svetlana. Już wiedziałam skąd jest ;) - Rosja. Svetlana jest na trochę wyższym poziomie niż cała reszta i z tego co zauważyłam skupia się głównie na nauce nowego słownictwa i szlifowaniu gramatyki.

Kiedy wybiła godzina 9:00 AM, pojawiła się kolejna uczestniczka zajęć. Meksykanka. Nie jestem w stanie powiedzieć w jakim jest wieku. Wygląda na młodą osobę przed 30, ale chyba jest ciut starsza. Miałam okazję zamienić z nią słowo - okazało się, że mieszka w USA już 16 lat i do tej pory pracowała cały czas z osobami, które mówiły po hiszpańsku. Niestety ucierpiał na tym jej angielski. Dziś pracuje z Amerykankami i musi uczęszczać na zajęcia ESL żeby się z nimi dogadać inaczej może stracić posadę.

Z tego co zdążyłam się zorientować, jakaś inna dziewczyna miała przyjść na zajęcia, ale dziś była nieobecna.

A ja? Hmm... sama nie wiem. Babka prowadząca zajęcia podała mi książki z poziomem zaawansowanym, ale okazało się, że jest dla mnie za niski. Ponieważ pierwsza godzina zajęć polega na tzw. self-study, czyli wybieramy książkę z półki jaką chcemy i sami z nią pracujemy, wzięłam książkę z 'advanced vocabulary', ale okazało się, że 99% słów mam opanowane. W całej książce pojawiło się może z 10 słów, których jeszcze nie spotkałam, albo w ogóle nie używałam. Niestety poziom rozszerzony rozszerzonemu nie równy. Dostałam też ćwiczenia na ksero, ale tylko wypełniłam to, co miałam wypełnić, czyli zdania w czasie Present Perfect - nic nowego się nie nauczyłam. Nie wiem więc czy zrezygnować, czy trochę pochodzić i zobaczyć czy da się jakoś dogadać z tą nauczycielką z którą normalnie mamy mieć zajęcia. Powiem tak... gdyby nie to, że miałam okazję poznać ciekawych ludzi - szczególnie Tajkę i Meksykankę z którymi najwięcej rozmawiałam, to powiedziałabym Wam teraz, że było to stracone 6 h w szkole. Nie wspomnę już o dwóch godzinach w tzw. computer lab, gdzie wypełniałam testy dla początkujących, bo takie było polecenie od nauczycielki do wszystkich...

Chyba zajęcia z ESL nie są jednak dla osób po filologii angielskiej. Cóż... zobaczymy co dalej... Jeśli zrezygnuję z tych zajęć (a przypuszczam, że tak się stanie), to pewnie w zamian za to zapiszę się na hiszpański - biorą $70 za 24 h zajęć (3 h w tygodniu) więc chyba całkiem ok, prawda?

16 comments:

  1. Bardzo korzysta cena hiszpańskiego, wiec warto :) Ja nienawidzę tego, ze muszę codziennie rano myc włosy, a zima muszę wstawać wcześniej z tego powodu :/

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tez tego nie lubie, ale co zrobic :/

      Cena za hiszpanski moim zdaniem jest dobra, ale zobaczymy jeszcze ;)

      Delete
  2. Bardzo ciekawa grupa :-) Myślę, że w takiej sytuacji nauka sprawia dużo przyjemności no i wygląda nieco inaczej niż forma do jakiej my przywykliśmy. Osobiście jestem zwolennikiem praktyki więc rozmowa jest jak najbardziej okej.
    Pozdrawiam Paweł Zieliński

    www.twojwybortwojaprzyszlosc.pl

    ReplyDelete
  3. No tak , to mycie wlosow co ran to udreka. Ja moge je myc wieczorem jesli mam ochote na nowa "awangardowa " fryzure rano:))

    Pochodzilabym jeszcze z 2-3 razy , zeby sie zorientowac, czy nie da sie czegos wycisnac z tego kursu, ale pbawiam sie ze nasza anglistyka przewyzsza tez kurs nawet na najwyzszym poziomie
    ...
    Dobrze, ze mozesz choc pouczyc sie hoiszpanskiego "w zamian" :))
    Pozdrawiam
    Nika

    ReplyDelete
  4. Na Twoim miejscu wybrałabym hiszpański, skoro poziom angielskiego jest dla Ciebie za niski. Szkoda czasu :)

    ReplyDelete
  5. a ten ESL jest też płatny? $70 za 24 godziny to chyba prawie jak za darmo, co?;-))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie, ESL jest zupelnie darmowy.

      Delete
    2. tak mi sie wlasnie wydaje, ze za ten hiszpanski cena nie jest za bardzo wygorowana.

      Delete
    3. W sumie nawet jeśli ESL jest darmowy, ale nie ma szans na nauczenie się czegoś, to chyba lepiej znaleźć nawet płatny kurs, ale pożyteczny;-) W końcu czas to pieniądz a marnowanie 6 godzin na pewno nie jest Ci po drodze;))

      Delete
    4. W sumie nawet jeśli ESL jest bezpłatny, to wydaje się, że nie ma sensu marnować 6 godzin. Lepiej znaleźć sobie płatny kurs, ale na wysokim poziomie. Może są takie kursy, np angielski biznesowy, które bardziej odpowiadałyby Twoim potrzebom?

      Delete
  6. Ja nadal nie mogę ogarnąć Twojego celu z jakim przyszłaś na te zajęcia :) Przecież jesteś po filologii więc na pewno mówisz perfekcyjnie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widzisz, chciałam podpatrzec jak takie zajęcia są prowadzone. Chcialam tez zobaczyc czy naucze sie czegos nowego oraz czy poznam jakichs fajnych ludzi ;) to byly moje glownie powody. ;)

      Delete
  7. Ja się muszę zmobilizować do powtórki z ang i fr. :)

    ReplyDelete
  8. cześć! dołączam do grona polskich bloggerek za oceanem! Chętnie zaglądam do Twojego bloga, bardzo ciekawie piszesz! Mam nadzieję, że wpadniesz czasem do mnie na stronkę w odwiedziny! Pozdrawiam serdecznie!

    ReplyDelete
  9. O jak ja czekalam na tego posta. Wlasnie zastanawialam sie jak Ty po filologii angielskiej bedziesz sie tutaj czula na zajeciach z angielskiego.
    Sama mialam dokladnie ten sam problem z grupa ESL. Zrobilam testy na Wake Tech i mnie zakwalifikowali do najbardziej zaawansowanej grupy (nie jestem po filologii, do tego poziomu jeszcze mi bardzo daleko) ale w pierwszy dzien zajec musialam przez 6 godzin robic dodatkowe testy i pod koniec powiedzieli, ze nie maja mi nic do zaoferowania niestety. Sami zaproponowali zebym zrezygnowala. Jestem zaskoczona, ze po zrobieniu wstepnych testow od razu nie powiedzieli Ci, zebys poszukla czegos w innym miejscu.
    Wydaje mi sie, ze Ty powinnas szukac nie kursow ESL a bardziej FLE albo na swojej uczelni zrobic Courses for International Students (oni wtedy dostosowuja slownictwo do wybranych przez Ciebie przedmiotów - tak przynajmniej poinformowali mnie na Wake Tech).

    ReplyDelete
    Replies
    1. No mnie tez ogolnie probowal koles od organizacji calej imprezy z ESL namowic na wziecie innych classes, ale chodzilo o platne zajecia, wiec tylko wzielam od niego broszure i powiedzialam, ze sie zastanowie, ale na ESL i tak chce isc bo chce zobaczyc czy moze jakos z tych zajec skorzystam. ;)

      Powiem Ci, ze przyszla nowa nauczycielka, plus poznalam kilka bardzo fajnych osob na tych zajeciach i jakos nie potrafie teraz zrezugnowac z tych zajec, bo przynosza mi duzo radosci. Na pewno bede musiala zrezygnowac z nich w styczniu, bo w styczniu zaczynam studia spowrotem, wiec nie bedzie czasu juz kontynuowac ESL.

      Delete