Co robicie? W Maryland póki co nie da się wyjść z domu. Wczoraj termometry pokazały 107.6 stopni Fahrenheita, czyli 42 stopnie Celsjusza. Zaraz po tym jak słońce postanowiło pokazać jaką ma moc, zebrały się ciemne chmury, zabłysnęło oślepiające światło i zagrzmiało z nieba. Burza jednak była krótkotrwała. Dziś podobnie... najpierw skwar, a później burza. Nawet teraz, kiedy piszę tego posta słyszę jak grzmi. Przez godzinę siedziałam sobie przy otwartym oknie i słuchałam odgłosów ulewy i grzmotów. A ulewa była taka, że na dworze zrobiło się siwo, i ledwo można było zobaczyć dom sąsiada po drugiej stronie ulicy. Widziałam ludzi biegnących w deszczu, których ulewa zaskoczyła być może podczas spaceru czy powrotu z pracy. Cóż, dzisiejszy dzień przeżyłam bez wychodzenia z domu... tzn. wyszłam na tzw. ganek, i zobaczyłam, że moja wycieraczka z oklepanym napisem Welcome pływa w deszczówce. Lubię burze, fascynują mnie... ale też zamykają na cały dzień w domu. Mimo to, przyjemnie było otworzyć okno i nawdychać się powietrza pachnącego deszczem oraz posłuchać kojącego odgłosu spadających kropel. Oj, chyba znowu zaczęło padać i zbliża się do mnie kolejna burza, bo grzmoty coraz głośniejsze. Błyskawic nie widzę, bo zasunęłam zasłony.
A tak to wyglądało dziś popołudniu:
Jak sami widzicie "siwy dym". Zdjęcie robiłam z okna swojej kuchni, więc macie okazje zobaczyć jaki mam widok z okna :P
A teraz trochę o zwierzakach, które lubię obserwować i mam ku temu niejedną okazję, bo roi się tutaj od nich, a czasem można zobaczyć naprawdę cieszące oko okazy jak np. ten ptak poniżej:
Sprawdziłam w Internecie i wychodzi na to, że jeśli wzrok mnie nie myli, to jest to Blue Jay czyli po polsku Modrosójka Błękitna. Człowiek uczy się przez całe życie ;)
Niestety ptaka tego widuję dość rzadko, częściej przylatują do mnie pod okno skrzydlaci przyjaciele o czarnym zabarwieniu, a także te z czerwonym brzuchem. Czasami je dokarmiam, ponieważ nie mam w zwyczaju wyrzucać chleba do śmietnika, wyrzucam go na trwanik przed domem i mogę być pewna, że po godzinie po chlebie nie będzie już ani okruszka, ale jak się ostatnio dowiedziałam, nie tylko pierzaste stworzenia lubią chleb...
Zabawnie to wygląda, gdy mała wiewiórka próbuje się przemieszczać z taką dużą kromką chleba, a ta na zdjęciu przeniosła tę skibę przez płot do krzaków, gdzie mogła sobie spokojnie konsumować.
A propos uczenia się przez całe życie... co ja teraz robię? Jest północ, a ja robię sobie tzw. fiszki ze słówkami angielskimi. Tak, mam licencjat z filologii angielskiej, ale wciąż się uczę tego języka, a zwłaszcza słownictwa ;) Polecam wykonywanie własnoręcznych fiszek, czyli karteczek, gdzie z jednej strony napisane jest słówko po angielsku (ja dodatkowo nad słówkiem po angielsku zapisuję wymowę w alfabecie fonetycznym), a na odwrocie po polsku. Następnie w każdej wolnej chwili, nawet kiedy jadę w samochodzie jako pasażer, wyciagam ten swoj "bloczek" fiszek i czytam na głos słówka. Tą metodą nauczyłam się i powtórzyłam już na prawdę sporo materiału z książek ze słownictwem dla średnio-zaawansowanych i zaawansowanych English speakers ;)
U mnie pogoda jest całkiem podobna (chociaż dzieli nas ocean) czyli najpierw duszno i parno a wieczorami i w nocy burze;( lipiec jest bardzo brzydki, mam nadzieję, że już niedługo przyjdzie lato..
ReplyDeleteurocza wiewiórka:)
Takiego skwaru nie zazdroszczę, ale nam też przydałoby się trochę ciepła. Wczoraj było zimno (bez ciepłej bluzy z psem nie wyszłam), dziś cieplej, ale znów słońce za chmurami. Cały lipiec ulewy, na początku burze. Nie ma co, ładną mamy jesień tego lata na pomorzu ;)
ReplyDeleteJa przez pierwszy rok bycia z moim przyszłym wtedy mężem nie odważyłam się powiedzieć słowa po angielsku, tak się wstydziłam. No ale potem mi przeszło z różnych względów i od 3 lat w domu i na ulicy (i z psem) rozmawiamy tylko (albo głównie) po angielsku. Ale sporo stresu mnie to kosztowało na początku :)
Piękne masz widoki na zewnątrz :) Zielono i te zwierzęta... :) A jako że nie mogę nie zadać jakiegoś pytania - jak wygląda sprawa z pająkami?
Pająki są różne od tych chudziutkich zwanych daddy long-legs, do takich torszeczke większych włochatych, czarnych, ale nie są to jakieś okazy, których nie widziałam wcześniej w Polsce. Zdarzało się, że niejednokrotnie takie pająki biegały po podłodze. Wtedy łapałam je do słoika i wynosiłam na zewnątrz ;) ukatrupić któregoś też mi się zdarzyło, chociaż mi żal wszystkiego co żyje. My dodatkowo mamy okolice okien i drzwi spryskane takim środkiem chyba owadobójczym, czy coś, bo widze, że przy drzwiach wszystko lezy padnięte. Ale to nie my pryskamy tym środkiem tylko właściciel domu, który wynajmujemy.
DeleteBtw. co do bariery językowej, to też kiedyś miałam jeszcze w liceum. Pamietam, ze wyjechalam na koncert i tam zagadali mnie jacys kolesie po angielsku i spanikowalam i ucieklam pod pretekstem, ze musze isc po cos do jedzenia :P No coz... cala ja. Pozniej, kiedy poszlam na studia mielismy zajecia z native speakerem - Amerykaninem i tak jakos przyzwyczailam sie do gadania z nim i z roku na rok coraz wiecej sie odzywalam do native'ow, az mi sie to spodobalo. Pozniej poznalam mojego meza i zaczela sie intensywna praktyka. Pamietam, ze na trzecim roku studiow podczas zajec ze speakingu native speaker praktycznie przez ok 70% czasu rozmawial ze mna, bo ja sie nie moglam nagadac heh ;)
DeleteJa miałam Amerykankę od fonetyki i też przy niej się więcej otworzyłam :) Tak, że jak rok później gościliśmy znajomych rodziny z Ameryki (jeden był rodziną kuzynki męża albo jakoś tak ;) przyjechali w sprawach zawodowych nie do nas, ale zaprosiliśmy ich na obiad) to stwierdzili, że mam strasznie amerykański akcent :) Nie muszę mówić, że mnie to mile połechtało ;)
DeleteCo do pająków - ja nie spodziewałam się, że w Indianie są jadowite pająki (skoro klimat podobny do Polskiego), ale okazało się, że i czarne wdowy tam mają. To mnie przeraża najbardziej, bo w naszym obecnym mieszkaniu pająków mamy całą masę (w zasadzie każdego dnia mogłabym znaleźć ze 2-3 jakbym chciała), ale oczywiście nie jadowite. Ja zwykle je zostawiam, jeśli są w miejscach nieszkodliwych (ostatnio jeden mi pomógł i zjadł osę :)), a w ostateczności wciągam do odkurzacza (z którego wg weterynarza mojego psa po prostu wychodzą i idą gdzie indziej). Ale bardzo się boję że się zapomnę i będę nieostrożna w stosunku do jadowitych pająków. Ostatnio było głośno o czarnych wdowach, które przypłynęły kontenerem w samochodach sprowadzanych z usa, więc naprawdę uświadomiłam sobie, że mogą być wszędzie...
Pocieszyłaś mnie istnieniem jakiegoś środka - pewnie skorzystam, ale i tak mój długowłosy i niski pies może przynieść do domu co tylko się go uczepi.
Moze trzeba bedzie psa zaprowadzic do psiego fryzjera i podciac włoski? Moj maz mowil ze czarne wdowy moga byc wszedzie, ale sa bardzo rzadko spotykanie i mowil, ze nigdy zadnej nie widzial...
DeleteCo do akcentu, to bardzo trudno jest mi powiedziec, czy Amerykanie mysla, ze mam amerykanski akcent czy nie... Ja bardzo staram sie cwiczyc poprawna wymowe, akcentowanie w zdaniu i slowku itp. i w ogole na studiach to bylo moim malym "zboczeniem". Zwykle iedy z kims rozmawiam nie pytaja mnie skad jestem, zadaja pytania, kiedy widza, ze moj paszport jest w innym kolorze ;)
Mój mąż raz widział czarną wdowę z małymi pająkami-dziećmi, ale sam był wtedy dzieckiem i jego tata się nią zajął. Pies jest podcinany co 3 miesiące na bardzo króciutko (ze względu na moje alergie), ale to maltańczyk więc włosy jej rosną jak szalone :) Była strzyżona w połowie maja, teraz czekamy do ostatniego tygodnia przed wyjazdem.
DeleteMój mąż też mówi, że czarne wdowy moga być wszędzie ale naprawdę trzeba mieć "szczęście" żeby się na nie natknąć. Ale ja jestem panikara - w Polsce nie mamy tak naprawdę takich zagrożeń więc się o tym nie myśli (tylko raz, gdy byłam dzieckiem, po mojej firance chodził czarny, włochaty pająk wielkości mojej 11-letniej pięści, więc narobiłam krzyku i dziadek wyrzucił go za okno ;) Podejrzenia mieliśmy takie, że przyszedł od sąsiada z dołu, który był marynarzem i dzieciom przywoził czasami bardzo dziwne rzeczy ;))
Co do języka - ja też mam "świra" na punkcie akcentowania :) I zawsze mówię do męża, że ma mnie poprawiać, bo nie chcę mówić z polskim akcentem :)
Marylandzkie widoki, mmmm :) a w jakiej dokładnie miejscowości mieszkasz?
ReplyDeleteNa takiej wsi 20 minut na południe od Baltimore
DeleteMnie również fascynują burze, ale i również tornada i takie `groźne` pogodowe sprawy. ;) Wreszcie znalazłam kogoś podobnego! :P Co do tych fiszek to super pomysł!
ReplyDeleteOdkad pamietam zawsze w trakcie burzy stalam przy oknie i patrzylam na blyskawice, a babcia mnie ostrzegala, ze piorun kulisty we mnie strzeli albo oslepne hehe ;)
DeleteJa w Polsce tez lubilam burze, jednak tu widze jakie zniszczenia i nieszczescia moze niesc ze soba (szczegolnie burza tropiklana czy huragan).Na Florydzie tez goraca, ale codzien rowniez pochmurno i pada deszcz.
ReplyDeleteTeraz w Polsce burze też sieją zniszczenia. Z tego co mi rodzice mówili, to tam zaczęło pojawiać się coraz więcej trąb powietrznych.
DeleteU mnie taki jest gorac ze nie da sie nigdzie wyjsc.Marze o przeprowadzce w nieco chlodniejsze rejony.Ciekawe widoki.Pozdrawiam:)
ReplyDeleteAle chyba nie tak ciekawe jak w Kolorado, co nie? Poza tym, co tam się u was dzieje, słyszałam o strzelaninie w kinie na nocnym seansie?
DeleteNo w Co ladnie jest ale za goraco.Co do strzelaniny to brak slow na to....
Deleteslodka ta wiewiorka z kromka chleba:) u nass jak narazie slonca brakuje...jest ziimno ale podobno ma sie to zmienic ;)) pozdrooo.magda
ReplyDeleteW Kanadzie wciąż gorąco. 40 stopni u nas. Ale powietrze suche, więc łatwiej sie to znosi.
ReplyDeleteJa dziś takie wiewióry miałam w ogródku. Dwie przyszły :))
Do mnie na ogródek raz przyszły cztery :) Fajne stworzonka
Deletewidok z okna kuchni...bezcenny;) - Małgosia
ReplyDeletew CT tez goraco!! poza tym nie zgadzam sie z Twoja opinia: ta wiewiorka wcale nie jest taka mala :D coraz wiecej widze wiewiorek z nadwaga ;)
ReplyDelete