Kocham jeździć po świecie, poznawać nowe miejsca, nowych ludzi, próbować lokalnych potraw i nabyć jakąś praktyczną pamiątkę. Zwykle ogarnia mnie niesamowita euforia na dzień przed wyjazdem/wylotem. Taka podekscytowana czasem nawet mam problem z zaśnięciem... ale... no tak, jest jedno "ale", do którego muszę się przed Wami przyznać... boję się latać! Czy latałam wcześniej samolotem? Tak, do tej pory jakieś 10 razy, ale za każdym razem czuję dyskomfort. Ta wielka hałasująca maszyna unosi się w powietrzu i leeeeeci kilka tysięcy kilometrów. Jakim prawem taki ogromny, ciężki kolos unosi się w powietrzu? To nie tak, że ja zupełnie tego nie rozumiem... i chyba nie boję się samego faktu, że coś, co nie jest lżejsze od powietrza wzbija się bez problemu w górę, raczej boję się tego, że w pewnym momencie pilot (albo piloci, bo wiem, że jest ich dwóch), który jest tylko człowiekiem, albo maszyna, która jest tylko przedmiotem zawiedzie. Wyobraźcie sobie, że podczas lotu, kiedy siedzę przy oknie, patrzę i pilnuję czy z silników nie wydostaje się dym, albo płomień, albo czy wciąż mamy oba skrzydła ;) Na dodatek trochę jakby drętwieją mi nogi, ale nie wiem czy to wynika ze strachu, czy może ze słabego krążenia, ale mniejsza o to. Zwykle, kiedy chcę się jakoś uspokoić, patrzę na twarze innych pasażerów, albo na stewardessy. Jeśli widzę, że one są spokojne, to ja też staram się wyluzować i zwykle gram w jakąś gierkę na IPodzie. Samolot jest najbezpieczniejszym środkiem transportu. Załoga jest doskonale wyszkolona, piloci latają na symulatorach i jeden błąd powoduje, że tracą licencję, pilotem nie zostaje byle kto z ulicy, samoloty z reguły są sprawne i dokładnie sprawdzane przed odlotem. Wiem, wiem, wiem, słyszałam to milion razy, ale ta myśl, że jesteśmy tak wysoko w powietrzu i jedna usterka lub błąd pilota mogą spowodować katastrofę, w której szanse na przeżycie są nikłe nie daje mi czasem spokoju. Wiem też, że znacznie bardziej niebezpieczna jest jazda samochodem, bo nie dość, że na drodze są nierozważni kierowcy, żądni adrenaliny pseudo-kierowcy rajdowi, którzy myślą, że teren zabudowany to tor wyścigowy, no i niektórzy po ostrej imprezce z promilem we krwi... można by pomyśleć, że tragedia czyha za każdym zakrętem, a jednak nigdy nie miałam obaw przed jazdą samochodem, bez względu na to, czy to ja prowadzę, czy ktoś inny. Może po prostu chodzi o to, że wierzę, iż w wypadku samochodowym mam większą szansę na przeżycie, niż w katastrofie lotniczej. Wiem też, że katastrofa w Smoleńsku, to kropla w oceanie, bo w każdej sekundzie jakiś samolot startuje, a inny ląduje, a mimo wszystko ten dyskomfort jest przeze mnie odczuwany.
Do Bostonu lecę z Poznania, z przesiadką w Monachium. Lot z Poznania do Monachium postaram się jakoś przeżyć, natomiast na te osiem godzin z Monachium do Bostonu chyba będę musiała się czymś "ogłupić" i lekki środek nasenny na pewno ze sobą zabiorę ;)
A Wy? Boicie się latać, czy raczej nigdy nie odczuwaliście żadnych lęków z tym związanych? A jeśli też boicie się latać, jak sobie z tym radzicie, kiedy maszyna jest już w powietrzu i nie ma odwrotu? Help!