Wybrałam się dziś do pobliskiego DMV (Department of Motor Vehicles) by zapisać się na egzamin teoretyczny oraz praktyczny na prawo jazdy ... Podjeżdżam do budynku DMV, a ten wygląda jakoś podejrzanie. W oknach ciemno, na parkingu pusto... "Hmm, zamknięte?" - pomyślałam, ale wyszłam z samochodu i pociagnęłam drzwi do siebie - otworzyły się, więc jest nadzieja, że wciąż pracują. Wchodzę zatem do środka i widzę, że w poczekalni siedzi jeden mężczyzna, a pracownicy zza swoich biurek postanowili w tym samym momencie spojrzeć na mnie. Głupio się czuję, kiedy jestem gdzieś prawie sama i wszyscy na mnie patrzą ;), ale podeszłam do jednego z biurek i poinformowałam, że oto przybyłam by zapisać się na egzamin oraz że mam wszystkie potrzebne dokumenty i jestem gotowa zmierzyć się ze wszystkimi procedurami by otrzymać ten jakże wartościowy w USA kawalek plastiku na mocy którego będę mogła samodzielnie sunąć moim czarnym Hundayem po amerykańskich highwayach ;). Uśmiechnięta brunetka poprosiła o mój dowód tożsamości, zieloną kartę oraz ubezpieczenie po czym pokierowała mnie do następnego biurka, przy którym siedziała już nie taka uśmiechnięta blondynka...
Blondynka: "So you want a driver's license or learner's permit?"
ja: "A driver's license"
B: "How tall are you?"
ja: "5'10'' or 5'11'' "
B: "What is your eye color?"
ja: "Hazel."
B: "What is your hair color?"
ja: "Brown."
B: "What is your race?"
ja: "Caucasian white."
B: "Do you want to be an organ donor?"
ja: "Yes."
Spisała adres z moich dokumentów po czym kazała mi przystawić czoło do takiej jakby lornetki (?)...
W tym momencie zdałam sobie sprawę co się dzieje ;) Oni mnie nie zapisywali na egzamin, do którego miałam w planach podejść w innym terminie, ale rozpoczęli egzamin, który składał się z kilku części: vision, traffic signs, driving knowledge, driving skills czyli sprawdzenie wzroku, znajomości znaków, przepisów drogowych oraz testu praktycznego.
Najpierw w tej lornetce (tak nazywam to urządzenie, gdyż nie wiem jaka jest prawidłowa nazwa :D) przeczytałam wszystkie numerki, które Pani wyznaczyła w rządku pierwszym, po czym pojawiły się znaki... Chyba dwa ze znaków pomyliłam, bo w książeczce, którą dostałam od DMV wcześniej do znaków jeszcze nie dotarłam :P, ale Pani swierdziła, że poradziłam sobie całkiem dobrze i oznajmiła, że teraz czas na sprawdzenie mej wiedzy na temat przepisów drogowych. Test teoretyczny był bardzo zbliżony w swej formie do testu do którego podchodzą przyszli kierowcy w Polsce. Z tą jednak różnicą, że w przyadku tego egzaminu odpowiedzi były trzy - A, B, C, ponadto nie był on na czas i też nikt wokół mnie nie chodził i nie kontrolował czy aby napewno wypełniam test bez wsparcia. Test liczył 25 pytań i można było zrobić maksymalnie 5 błędów (podobne testy wypełniałam tutaj - http://driversprep.com/test.php - bardzo dobra strona do ćwiczenia odpowiedzi na pytania - możecie tam wybrać stan w jakim zamierzacie zdawać egzamin na prawo jazdy), niektóre pytania były takie same jak na wspomnianej stronie, inne podobne, a jeszcze inne znacznie łatwiejsze. Klikałam więc odpowiedzi po czym zatwierdzałam tę, którą uważałam za poprawną i od razu otrzymywałam informację czy dana przeze mnie odpowiedź jest CORRECT czy też INCORRECT. Dotarłam do pytania nr 21, z czego po drodze zrobiłam 1 błąd, więc teoretycznie zdałam, ale zostały 4 pytania do końca, a komputer na którym robiłam test coś jakby się zawiesił ;) Od czasu do czasu wyświetlał się komunikat "be patient" oraz informacja o problemie z połączeniem. Rozejrzałam się więc dookoła, żeby sprawdzić czy ktoś pomoże mi rozwiązać sprawę z komputerem, ponieważ czekałam już dobre kilka minut aż ekran ruszy, ale nic się nie działo...
Blondynka: "How many you got right?"
ja: "20"
B: "So you passed. Come back over here."
Uff... test zdany. Czy dziś jeszcze będę mieć jazdę?
Podchodzę spowrotem do biurka naburmuszonej blondynki :P a ona pyta mnie czy mam przy sobie kluczyki od swojego auta, ponieważ będzie sprawdzała moje umiejetności na drodze tzw. "road skills."
Klucze miał mój mąż, gdyż to on podwoził mnie do DMV i licząc, że uwinę się szybko z formalnościami postanowił zaczekać na mnie w aucie. Jakież było jego zdziwienie, gdy usłyszał, że musze go natychmiast wyprosić z samochodu, bo właśnie zaczynam egzamin praktyczny. W pierwszym momencie myślał, że żartuję, dopóki nie zobaczył, że przy samochodzie stoi egzaminatorka.
Blondynka sprawdziła czy w moim aucie działają wszystkie kierunkowskazy po czym poprosiła o użycie klaksonu.
B: "Okay, now you are going to drive"
Ale siara, bo w aucie syf :P Papierki i puszki po Monsterach - nie moje :P ja w tym aucie tylko sprzątam - mój mąż nim jeździ do pracy :P Przeprosiłam babkę za bajzel w samochodzie, wyrzuciłam papiery na tylne siedzenie i ruszyłyśmy.
Road test był banalnie prosty. Egzaminatorka pokierowała mnie na uliczkę na której ograniczenie prędkości wynosiło 35 mph, co chwilę pojawiał się znak stop, a wokół nie było ani jednego samochodu. Moim pierwszym zadaniem było zatrzymać auto i zrobić zawracanie na trzy czyli tzw. three-point turnabout. Drugim zadaniem była jazda do tyłu patrząc przez prawe ramię, a trzecim gwałtowne hamowanie (jakby dziecko wybiegło na drogę). Nastepnie skręcanie w prawo, w lewo, parkowanie i powrót na parking przy DMV. Wszystko trwało nie więcej niż od 5 do 10 minut. Koniec jazdy.
ja: "Thank you very much"
B: "You're welcome" i w końcu jakiś lekki uśmieszek.
W ośrodku blondynka zapytała jaki wzór życzę sobie na swoim dokumencie, a do wyboru miałam samolot, kontur mapy stanu Północna Karolina, state stamp czyli pieczątkę stanu (ten wybrałam) oraz latarnię morską. Złożyłam podpis po czym na miejscu zrobiono mi zdjęcie, dostałam tymczasowy świstek, który ma służyć jako tymczasowe prawo jazdy dopóki nie dostanę pocztą prawdziwego dokumentu. Zapłaciłam za wszystko $4 i wyszłam ;)
No to teraz czekam do dwóch tygodni na mój dokumencik.
Jeśli macie ochotę zajrzeć do książeczki, z której się uczyłam, to kliknijcie
TUTAJ.
Tak oto przez przypadek udało mi się zdać na prawko w USA.
P.S. Powiedzcie mi tylko czy te $4, które płaciłam były za to, że owa blondynka poświęciła mi czas, za dokument, za test na komputerze, za zdjęcie czy może za przesyłkę? Hm... ja obstawiam dokument, a Wy?
P.S. 2: Prawo jazdy polskie mam już od 5 lat, ale z tym dokumentem nie mogłam prowadzić auta w Północnej Karolinie. Mam też prawo jazdy "amerykańsko"-niemieckie, które służyły głównie do poruszania się po amerykańskiej bazie wojskowej w Niemczech oraz na terenie Niemiec - wiem, że żeby jeździć autem w Niemczech wystarczyłyby mi prawo jazdy zrobione w Polsce, ale musiałam wyrobić dokument (który nie był drogi - $10) właśnie po to by móc jeździź na terenie bazy.