Saturday, January 14, 2012

"Uważaj o czym marzysz, bo ci się spełni"

Mówcie mi Delilah. To imię ma dla mnie szczególne znaczenie. Znacie piosenkę "Hey there Delilah"? Słowa w tym utworze poniekąd odzwierciedlają pewną część mojego życia. Ale nie o tym zamierzam pisać. Za parę dni skończę 23 lata... a za miesiąc z małym hakiem spełnią się moje marzenia. No dobrze, to od początku...

Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy zaczęła się moja fascynacja Stanami Zjednoczonymi. Pamietam tylko, że chęcią wyjazdu by poznać tamten kraj, potrafiłam zmotywować się do nauki języka angielskiego. Od zawsze wiedziałam, że wyemigruję z Polski. Nie wiedziałam tylko kiedy i gdzie. Wyjechać na studia? A może po studiach? Dokąd? USA? Może Wielka Brytania albo Australia?  Te plany jednak nigdy nie były konkretne i chyba nadal nie są. Jedyne, co wyklarowało się właśnie teraz, to kraj do którego wyemigruję w tym roku. 

Pamiętam, że jakieś dziesięć lat temu oglądałam wraz z moimi rodzicami serial "Zielona karta". Serial ten przedstawiał losy szczęśliwców, którzy wygrali w losowaniu przepustkę na wyjazd, osiedlenie się i podjęcie pracy w USA, czyli tzw. zieloną kartę (Green Card). Więcej na ten temat można przeczytać tu: Zielona karta, a odcinki możecie obejrzeć na YouTube'ie. Przyznam szczerze, że kiedy oglądałam ten serial wtedy, mając 12 lat, myślałam, że ci ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jakie mają szczęście. Tak, zazdrościłam im, że los obdarował ich taką szansą i mają to, o czym ja zawsze marzyłam - mieszkają, uczą się, pracują w USA. Pamiętam też, że kiedy oglądałam ten serial z mamą i tatą, moja rodzicielka w pewnym momencie spytała ojca: "Dlaczego my nie wzięliśmy udziału w loterii?" Wtedy zatliła się we mnie malutka iskierka nadziei, że może jednak pojedziemy?! Iskierka, która zgasła już parę sekund później, kiedy mamusia dodała "Bo teraz to już za późno, bo mamy tutaj dom i teraz byłoby ciężko go tak zostawić"... No cóż... życie toczy się dalej, jak nie USA, to może Wielka Brytania, w końcu angielski to angielski i dam sobie radę i tu i tam. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że za dziesięć lat będę trzymała w ręku swoją własną, jak to nazywam, "przepustkę" do tamtego świata, to pewnie odparłabym trochę ironicznie "Oczywiście..." i od razu zakończyła temat. Wyjazd do Stanów wydawał mi się nierealny nie tylko dlatego, że po prostu otrzymanie wizy ot tak graniczyło z cudem, ale też pewnie dlatego, że wśród moich znajomych nikt nie był w Ameryce, nikt nie miał wujka George'a z USA, nikt nigdy nawet nie rozmawiał wtedy z Amerykaninem. Było to tak odległe i nierealne jak sen. Ten sen znów stał się dla mnie na wyciagnięcie ręki, kiedy jedna z moich cioć wyjechała do pracy na całe pół roku do Georgii. Pomyślałam, że skoro ona mogła to ja też mogę! Miałam wtedy 15 lat i zaczęłam czytać... duuuużo czytać o tym jak tu się do tych Stanów dostać i co mogłabym tam robić. Myślałam wtedy o wyjeździe na studia, potem na wakacje, a na końcu o zabraniu się z programem Work and Travel albo Cultural Care - Au Pair. Niestety, albo stety, los chciał, żebym została w Polsce do licencjatu. 

Na pierwszym roku studiów pokonałam "barierę psychiczną i językową" dzięki temu, że mieliśmy zajęcia z native speakerem - Amerykaninem. Należę do osób nieśmiałych i nawiązywanie kontaktów, bywa, że przychodzi mi z trudem. Te studia pomogły mi się otworzyć na nowych ludzi i świat i oswoić z myślą, że angielski to mój drugi język, którego mogę używać tak często jak języka ojczystego. Pewnego wieczoru wpadłam na pomysł, żeby zarejestrować się na portalu społecznościowym i pogadać sobie z jakimś obcokrajowcem, głównie po to, żeby poćwiczyć język. Poznałam Amerykanina. Spotkaliśmy się w realu, a potem sprawy potoczyły się szybko... Jedna randka, następna, kolejna... po ponad roku zaręczyny, po miesiącu od zaręczyn - ślub. Opisałam to tak szybko, dlatego, że ten blog nie będzie o moim życiu w związku, a o moich przemyśleniach i doświadczeniach związanych z wyjazdem i poznawaniem świata za oceanem.

Dziś trzymam w ręku wizę CR1 (sponsorowanie rodzinne). W myślach przygotowuję się do wyjazdu, a jednak jakiejś specjalnej euforii z tym związanej nie czuję i nawet jeszcze nie zdaję sobie sprawy z tego, że jednak jadę. Moją pierwszą wycieczkę odbywam sama... cel? Boston.

45 comments:

  1. Gratuluje i życzę wszsytkiego dobrego.
    od momentu wyprowadzenia się za granice zaczyna sie pewien nowy etap w Twoim życiu.
    Każdy człowiek rozpoczyna jakiś nowy krok.

    przeczytałem już kilka blogów, opowieści itp
    dotychczas większość z nich dotyczyła głównie tęsknoty za krajem. Głownie smutne wpisy.
    czasem pobyt nielegalny, błąkanie się z kąta w kąt.
    glownie ludzie w chicago.

    Jak widać twoje marzenia się spełniły.
    co prawada nie czujesz euforii jak na razie.
    ta euforia, te napiecie bedzie wzrastało.
    dopiero kiedy bedziesz rozstawała sie z rodziną, z przyjaciolmi to poczujesz ;]

    chcicałbym powiedzieć, że rowniez moje marzenia się spełniły.

    Ze stanami jestem związany póki co w zakresie nowego jorku:)
    Nie miałem nigdy, az tyle pieniedzy zeby sobie pozwlic na taki wyjazd.
    to nie sa zwykle wakacje jak w dziecinstwie kiedy to jezdzilem z tata i mama nad morze
    to nie jest to samo jak sie leci np na kanary.
    czuje sie cos w stylu, ze jest się przed taka wielką bramą do takiego małego panstwa
    w ktorym to jest zawarty caly swiat.

    ReplyDelete
  2. Wow, więc już wiadomo- Boston!
    Super, życzę Ci powodzenia i wytrwałości w realizacji marzeń, bo wiem po sobie, że pierwsze miesiące są bardzo ciężkie.
    Nie dziwię Ci się, że nie czujesz euforii- w moim przypadku było tak, że przez dobre 2 lata wstecz wiedziałam, ze po studiach wyjadę do USA, do narzeczonego. I im bliżej było tego dnia, coraz bardziej bałam się, zamiast cieszyć. Nie dlatego, że nie chciałam lecieć, tylko dlatego, że zwyczajnie zaczęłam się bać, jak to wszystko będzie wyglądać. Ostatnie tygodnie w Polsce wyglądały tak, że zobojętniałam całkowicie na wszystko, co działo się wokół. Tak więc to chyba normalne co czujesz :)
    Będę z chęcią tu zaglądać, żeby zobaczyć, jak radzi sobie inna młoda Polka w USA oraz jak wygląda życia w Bostonie:)
    Pozdrawiam, Paulina

    ReplyDelete
  3. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  4. Na prawdę cudnie czyta się takie notki bo nagle człowiek zdaje sobie sprawę, że nie jest sam. Że gdzieś w Polsce jest ktoś kto ma podobne plany i marzenia i wcale nie uważa ich za nierealne czy wręcz głupie.
    Ze mną jest identycznie. Tak na prawdę nie wiem kiedy zrodziła się ta 'chora' i bezgraniczna miłość. Kiedy wspomniałaś o serialu przypomniałam sobie z jaką zazdrością oglądałam ten program, marzyłam i wiedziałam, że ja też kiedyś wyjadę! Pamiętam też program który emitował kiedyś TVN nie przypomnę sobie jak dokładnie się nazywał w każdym razie ja mówię na niego 'Chicago' a może tak się nazywał? To za sprawą piosenki która zawsze rozpoczynała program 'Chicago moje Chicago miasto emigracji, 250 przeróżnych języków, 250 językowych słowników' w nim także przedstawione było życie Polaków na obczyźnie i chociaż nie zawsze wszystko wyglądało cukierkowo to wiedziałam, że ja dam sobie radę i zrobię wszystko alby spełniły się moje marzenia. Zaraz po maturze chciałam wyjechać właśnie jako Au Pair ale zabrakło mi chyba odwagi. Nie jestem strachwilą osobą ale zawsze kiedy myślałam o wyjeździe to brałam pod uwagę wyjazd na stałe i bałam się, że kiedy wyjadę i zostanę to nie będę miała już chęci do kontynuowania nauki. Nie żebym uważała wykształcenie za coś najważniejszego bo i bez niego możemy osiągnąć szczyty ale uważam, że lepiej jest je mieć niż nie mieć - w życiu różnie może się ułożyć. Więc zostałam odrobinę żałuję bo tak na prawdę moje teraźniejsze życie kręci się w okół szkoły, pracy i odkładaniu pieniążków (: ale wiem, że to stan przejściowy. Za człowiek musi się czasem pomęczyć ażeby potem było już tylko lepiej. A jeżeli jest już całkiem niedobrze to wskakuję pod koc z 'Przewodnikiem Niepraktycznym' albo 'Nowym Jorkiem' i odpływam (: Co do języka to ja również jestem a może byłam nieśmiała jeżeli chodzi o rozmowę. Zawsze wydawało mi się, że mylę czasy, że wcale to nie brzmi dobrze i, że mój rozmówca na pewno mnie nie rozumiem. Jak bardzo się myliłam uświadomiłam sobie kiedy moja najbliższa przyjaciółka przedstawiła mi swojego chłopaka - Austriaka. Stefan bo tak mu na imię od razu przełamał pierwsze lody i bardzo szczerze zachęcał mnie do rozmowy bardzo poważnie twierdząc, że mój angielski jest na prawdę bardzo dobry i nie wie o co mi chodzi. O tamtej pory jest tylko coraz lepiej. Będę na bieżąco zaglądała i śledziła Twoje poczynania!
    Powodzenia,
    Annika

    ReplyDelete
  5. Witaj Polish Girl in America. Miło mi było przeczytać najdłuższy dotychczas pozostawiony komentarz na moim blogu :) Też kiedyś zabrakło mi odwagi na wyjazd jako Au Pair, a kto wie, może moje życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Tak czy siak dobrze jest tak jak jest ;) Lepiej dojrzeć do wyjazdu i wyjechać wtedy, kiedy ma się w razie czego do czego wrócić, czyli np. skończyć szkołę, wtedy łatwiej jest ryzykować, ponieważ ma się jakieś zabezpieczenie. Poza tym to głowa do góry, skończysz szkołę i będziesz mogła dokonywać wyborów co dalej i może wtedy USA? :)

    ReplyDelete
  6. nawet nie wiesz jak cholernie ci zazdroszczę. wiele bym oddała za możliwość wyjazdu na stałe do stanów. miałam okazję mieszkać i pracować tam przez pewien czas, ale niestety musiałam wrócić do polski. ten tymczasowy wyjazd nie był moją najlepszą decyzją, bo od powrotu nie potrafię się odnaleźć w naszym kraju. od zawsze wiedziałam, że to nie jest miejsce dla mnie, ale przez te ostatnie kilka miesięcy jest tak źle, jak jeszcze nigdy nie było. także zazdroszczę okropnie, ale również trzymam kciuki żeby i inne marzenia ci się spełniły ;-)

    ps nie znasz przypadkiem amerykanina, który szuka żony z polski? ;-)

    ReplyDelete
  7. Do komentarza powyżej: Moja droga, Amerykanów szukających żon z Polski jest sporo ;) Wystarczy zarejestrować się na portalu typu penpals itp. Można tam pisać z obcokrajowcami. Niby odgórnym założeniem jest szlifowanie języka przy okazji rozmowy, ale kto wie, co wyniknie z takiej znajomości. Ja właśnie na podobnych stronach rozmawiałam z kilkoma osobami nie tylko z Ameryki, ale też np. Danii czy Norwegii...Każdy z nich próbował przenieść tę znajomość na realną płaszczyznę. Udało się tylko jednemu. ;)

    Dziękuję Ci za dobre życzenia. Mam nadzieję, że uda Ci się jeszcze nieraz wyjechać do USA i kto wie, może pewnego dnia zostaniesz :) Mam nadzieję, że Twoje marzenie się spełni szybciej niż myślisz :)

    ReplyDelete
  8. a wiesz, że jakiś czas temu zarejestrowałam się na jednym z takich portali? jednak to chyba nie dla mnie, ciężko u mnie z nawiązywaniem znajomości w rzeczywistości, a co dopiero przez internet ;-). póki co znów lecę na 3 miesiące do stanów i jeśli nie spotkam mojego księcia z bajki z amerykańskim obywatelstwem, wtedy pomyślę ponownie nad penpalem ;-)

    Ina

    ReplyDelete
    Replies
    1. A ja zawsze myślałam, że przez Internet jest znacznie łatwiej nawiązywać znajomości ;) Anyway... życzę udanych 3 miesięcy w Stanach + udanych połowów :D

      Delete
    2. coż, zawsze byłam inna... to znaczy wyjątkowa ;D

      i dziękuję, muszę tylko zaopatrzyć się w odpowiednią wędkę ;-)

      Ina

      Delete
  9. Czytając to co napisałaś, czuję się jakbym czytała o sobie.. Przynajmniej co do tych marzeń o wyjeździe, bo sama mam takie plany. Wprawdzie w lipcu będę miała dopiero 18, a maturę za rok. Ale zaraz po maturze mam plany wyjechać do któregoś z tych krajów (UK, USA albo Australii). Chciałabym jechać właśnie jako Au Pair, ale na razie skupiam się na nauce języka.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie będę Ci mówić, że jesteś jeszcze młoda i przed Tobą jeszcze milion okazji na wyjazd. Nie. Im wcześniej pojedziesz, tym lepiej dla Ciebie :) O język się nie martw. Ucz się go i używaj słówek jak najczęściej (nawet gadając do lustra czy do samej siebie). Będzie dobrze! Rodziny au pair są zwykle bardzo pomocne i nie oceniają Twojego poziomu języka. Poprawią Cię wtedy, kiedy ich o to poprosisz ;)

      Delete
  10. "(...)Tak, zazdrościłam im, że los obdarował ich taką szansą i mają to, o czym ja zawsze marzyłam - mieszkają, uczą się, pracują w USA. (...)"
    Zabrzmi banalnie,śmiesznie? - ale ja tak myślę do tej pory. Mam swoją własną rodzinę tu w PL. Córkę, męża...oni wiedzą, że moim marzeniem jest wyjazd. Czy kiedyś to spełnimy?


    - Małgosia

    ReplyDelete
    Replies
    1. Możemy mieć banalne i śmieszne dla niektórych marzenia, ale jeśli to one sprawiają, że dostajemy kopa do działania i czujemy się szczęśliwi, że je osięgnęliśmy, to walić takich ludzi jak i ich opinie. To nasze życie :) A nasze życie nie musi się nikomu podobać.

      A córka i mąż pomagają Ci w jakiś sposób spełnić to marzenie? Jeśli nie wyjazd na stałe, to może chociaż wycieczka? Wtedy wszyscy razem będziecie mogli zdecydować czy chcielibyście chociaż spróbować w USA czy nie.

      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę spełnienia marzeń

      Delete
    2. Na pewno chcieliby jechać na wycieczkę do Stanów. Zwiedzić ją w szerz i wzdłuż:) Tak jak ja. Może wtedy chcieliby też zamieszkać? Jeśli chodzi o dziecię, to ona jak najbardziej. M bardziej się waha.

      Zawsze jednak pocieszam się taką oto myślą. Czytywłam niegdyś blog dreamka w USA. Dojrzała kobieta wyjechała za ocean. Podjęła pracę, mieszkała, podróżowała. Dużo podróżowała:) Tak więc - kto wie:) Życie przed nami.

      Pozdrawiam serdecznie
      Małgosia

      Delete
  11. Właśnie przez przypadek weszłam na twojego bloga.Co za historia!!!:):):)Jestem w Twoim wieku.o ja!!!Również marze o wyjeździe do Stanów ale tylko w celach turystycznych bonie wyobrażam sobie życia poza Polską:):) Czy możesz napisać dokładnie nazwę strony na której poznałaś swojego męża?

    ReplyDelete
  12. Szczerze mowiac nie rozumiem ludzi, ktorzy podniecaja sie USA . Moim marzeniem nigdy nie bylo mieszkanie w USA stalo sie tak przez przypadek jestem tutaj ze wzgledu na mojego partnera. Wczesniej mieszkalam w Rosji, Francji, UK i naprawde nie widze tutaj niczgo nadzwyczajnego czego nie mozna znalesc gdzie indziej. Najchetniej bym wyjechala, ale niestety trzyma mnie tu moj partner :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wszystko zalezy od człowieka. Ja pochodzę z małego polskiego miasta, gdzie nie było nawet kina. Możliwe, że dlatego tak strasznie imponują mi drapacze chmur w Stanach... Poza tym, nie ma bariery językowej, bo angielski znam. Kolejnym plusem jest tutaj dla mnie pogoda - w PL było mi ciągle zimno, nawet w domu siedziałam głównie pod kocem. A to tylko niektóre plusy, które mnie tutaj przyciągnęły. Nie jestem też totalnie ślepa i to nie znaczy, że nie widzę wad. Widzę, ale nie skupiam się na nich. Przyjechałam z pozytywnym nastawieniem i takie bym chciała zachować ;)

      Delete
    2. Sprostuje troche wypowiedz dotyczyla ona ogolnego pedu ludzi do wyjazdu i zycia w USA, osobiscie bardzo mi sie podoba twoj blog :)

      Delete
    3. This comment has been removed by the author.

      Delete
    4. Wydaje mi się, że ogólny pęd jest spowodowany głównie filmami ;) oraz tym, że nie każdy może się do USA dostać, a ci, którzy z USA wracają, przywożą ze sobą różne opowieśći, którymi imponują pozostałym... Poza tym, bogactwo tego kraju (pomimo kryzysu), różnorodność kulturowa (przynajmniej w niektórych dużych miastach) oraz wspaniałe krajobrazy stworzone przez naturę (np. The Grand Canyon) przyciągają corocznie setki tysięcy ludzi. Zapewne są tacy, którzy się rozczarowali, ale sa też tacy, którzy desperacko szukali sposobu aby się tutaj osiedlić. Ot tak ja widzę ten pęd ;)

      Dziekuję za opinię o blogu :) i za to, że mnie odwiedzasz :)

      Delete
  13. Kiedy czytałam Twój post to tak jakbym czytała o sobie .... też oglądałam Zieloną Kartę :) .... marzyłam po cichu, że kiedyś tam pojadę, przejdę się po Manhattanie i będę sobie podśpiewywać pod nosem "New York, New York" Franka Sinatry ;)Nie wiem, czy chcę tam zostać na długo czy na chwilę ale wiem, że chcę tam pojechać i przekonać się na własnej skórze jak to jest ;) No ale póki co siedzę w Pl. Póki co nie układa się abym mogła wyjechać.....nie tracę nadziei :) w końcu się uda! Obiecałam sobie, że do 30 tam pojadę (mam jeszcze ponad 3 lata ;)) i mam nadzieję, że mi się uda :)

    Zostaję u Ciebie na dłużej! :) Bardzo się cieszę, że tu trafiłam :)

    ReplyDelete
  14. Hahaha, a ja występowałem w "Zielona Karta" ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Poważnie - przyjechała ekipa z Polski i zrobili ze mną i żoną wywiad jak jeszcze mieszkaliśmy w Atlancie. Wypowiadałem się dość krytycznie na temat opłaty wizowej, do tego stopnia krytycznie że przez kilka następnych odcinków puszczali mnie jako zapowiedź - donosiła mi o tym rodzina z Polski :)

      Delete
  15. Nawet dyplom dostałem od departamentu stanu USA z podziękowaniami za udział w tym programie :)

    ReplyDelete
  16. a ja mam pytanie, jaki to byl portal? :> i w ogole jakie portale sa slawne w USA? gdzie ludzie sie loguja, by poznac wlasnie ludzi z calego swiata?

    ReplyDelete
  17. dzieki : ) a Ty na jakiej stronie znalazlas swoja milosc?:)

    ReplyDelete
  18. Bardzo ciekawie zapowiadający się blog. Trafiłam na niego przez przypadek i chyba 'zwiążę' się z nim na dłużej studiując go od początku:) Chciałabym się kiedyś wybrać do USA, nie w celu osiedlenia, ale zwiedzenia, jak ktoś napisał wzdłuż i wszerz. Zgodzę się z faktem, że filmy ukazujące ciekawe i popularne miejsca USA jeszcze bardziej podsycają apetyt na taki np. miesięczny wypad. Fajnie, że można poczytać nt. cudzych wyobrażeń, takich bardziej z życia wziętych, bo czytanie przewodników idzie mi niezbyt sprawnie.

    ReplyDelete
  19. Przez przypadek trafiłam na ten blog, przeczytałam ten wpis i zaraz będę czytać kolejne. Bardzo cię cieszę, że tobie się udało, utwierdza mnie to coraz bardziej w przekonaniu, żę i ja też mogę.

    Mój przypadek jest trochę inny, u mnie wszystko zaczeło się całkiem niewinnie od oglądania amerykańskich seriali w wieku ok 14 lat. Po 2-3 latach "czułam" ten język, teraz uwielbiam go używać, uwielbiam mówić, słuchać amerykański akcent i właśnie to zapoczątkowało moją fascynację USA. Wiem, że uda mi się wyjechać bo tego chcę i jestem na to gotowa. Nie wiem tylko dokładnie kiedy, ale to nie jest problemem bo wiem, że chcę spędzić tam resztę swojego życia. Już od jakiegoś czasu odkładam pieniądze na wyjazd bo jeżeli USA jest mi pisane to wygranie zielonej karty to tylko kwestia czasu. Jeżeli nie zielona karta to sponsoring pracodawcy a już teraz kształce się w zawodzie, który na to pozwoli. Nie ciągnie mnie jednak do USA bo naoglądałam się hollywoodzkich filmów gdzie wszystko kończy się happy endem, ciągnie mnie do prostoty, codziennego życia, kultury. Mam nadzieję, że za kilka lat wyjade tak jak ty.

    Dziękuję za to, że podzieliłaś się swoją historią.

    ReplyDelete
  20. Twojego bloga odwiedzam już od dawna i jest to jeden z najciekawszych blogów, na jakie zaglądam. Poza tym Twoja historia przypomina mi trochę moją. Chodzi mi o fragment poznania swojej drugiej połowy przez internet. :) Ja mojego Amerykanina także poznałam w taki sposób. Teraz czekam na wizę narzeczeńską. Hah, kilka miesięcy temu doradziłaś mi, że to najlepszy sposób - wahałam się między ślubem w USA, ślubem w Polsce, albo jeszcze w innym kraju. Za tę radę dziękuję. :)

    Pozdrawiam,
    Malwina

    ReplyDelete
  21. Moje marzenia były (i w sumie są nadal) takie jak Twoje. Z przyjemnością rozpoczynam czytanie Twojego bloga, aby uświadomić sobie czy rzeczywiście USA jest rajem na ziemi :) Serdecznie pozdrawiam z Polski - z Wrocławia

    ReplyDelete
  22. OMG ...Tylko chce powiedziec zebyscie kobiety uwazaly naprawde ......
    sciagna was z Polski do burdelow albo do jakiejsc czarnej roboty ...zdane na laske prawie nieznanego czlowieka.......
    amerykanie traktuja raczej z gory imigrantow z Europy....
    mieszkam tu od 15 lat i mam meza Amerykanina ktorego poznalam nie przez internet ...lol
    i moje spostzrezenia sa takie ze pracuja sie tu b ciezko ...konkurencja jest niesamowita ...do kazdej pracy masz iles osob chetnych ...nawet kilkadziesiat ....
    wielu amerykanskich rodzin zyje teraz w nedzy......to tylko na filmach pokazuja raj.......
    zasada jest taka ...jak jestes przyzwyczajona do ciezkiej pracy w polsce dasz sobie pewnie rade tutaj jezeli nie jestes przyzwyczajona do ciezkiej i monotonnej nudnej pracy bedzie ci b ciezko....
    wielu moich znajomych po paru latach tutaj powrocilo do polski gdzie zdobyli swietne wksztalcenie i maja ciekawa dobrze platna prace.......
    Do autorki...blagam poczekaj z dziecmi ...poznaj meza i zastanow sie czy bedziesz miala tu ciekawa i dobrze platna prace...rozejrz sie czy to dla Ciebie .......czasami lepiej miec malo platna ale ciekawa prace niz zarabiac wiecej i miec nudna i monotonne orke.......
    ja nie znalazlam tu zadnej ciekawej pracy ...wyladowalam na totalnym zadupiu ....
    maz zarabia ok ...ale ogolnie jestem rozczarowana malymi mozliwosciami rozwojowymi.......
    do tego jest tragedia z opieka medyczna ......jest potwornie droga...... leczenie kanalowe malego zeba to 600 -1200 usd ......
    anyway...... good luck

    ReplyDelete
  23. Mam wrażenie, że już kilka razy przez przypadek widziałam Twojego bloga - dziś pierwszy raz zwróciłam uwagę na nazwę i info o Tobie i tak mnie zainteresował początek Twojej historii, że musiałam zerknąć do pierwszego posta, a jest magiczny :D naprawdę ;)
    I mi się marzy USA - przynajmniej miesięczne wakacje. ;D Mam wielu znajomych, którzy zwiedzili już tu coś (zwykle NYC, Floryda, jedna znajoma właśnie w tym roku się wyprowadza na studia) i słuchając ich opowiadań po prostu zazdroszczę! ;P Poza tym, jeśli chodzi o mówienie, to jestem bardzo nieśmiała (okropnie się wstydzę mówić po angielsku!) i jeśli coś to przełamie, to tylko - jak u Ciebie - perspektywa wyjazdu.
    No i oczywiście bardzo motywujące jest czytanie tego bloga ;) i rzeczy tego typu, więc chyba będę tu czasem zaglądać...
    ... Nie, lepiej, przejrzałam kilka innych postów i stwierdziłam, że przeczytam wszystko - od początku do końca :D

    Pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Super! Bardzo mi milo :D Moze wybierz sie do Stanów jako au pair, co? :D Jesli nie masz skonczonych 26 lat to spokojnie mozna wyjechac i zobaczyc jak tu jest. Pozdrawiam serdecznie! :)

      Delete
  24. Czytam każdy post z językiem na brodzie i mam nadzieję, że w końcu się do mnie odezwiesz, bardzo chciałabym z Tobą porozmawiać na FB :) widzę, że miałaś podobne plany jak ja w wieku 15 lat, teraz mam 20 .. i trochę tkwię w miejscu.

    ReplyDelete
  25. W takim razie będę tu codzinnie zaglądać i czytać post po poście Twojego bloga! Niczym książkę :) Gratuluję Ci spełnienia marzeń i tego, że nie poddałaś się, dużo też w naszych marzeniach zależy od szczęścia - ale generalnie wszystko, o czym marzymy siedzi w naszej głowie. Ludzie nieraz mówią "chciałabym wyruszyć w daleką podróż" itd. ale nie robią z tym nic więcej, czekają na cud. Ale to właśnie im więcej wysiłku wkładamy w marzenia, tym bardziej cieszy nas nasz sukces :)
    Twoje imię bardzo mi się podoba - kojarzy mi się z piosenką Toma Jonesa "Delilah"
    https://www.youtube.com/watch?v=67BFvgOio58
    Pozdrawiam

    ReplyDelete
  26. Oj dziewczyno współczuje ci tej decyzji, jeszcze zatęsknisz za normalnym krajem jak Polska.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Odkąd jestem w USA jeszcze nie zatęskniłam. A jestem tu juz prawie 5 lat ;)

      Delete