Monday, June 17, 2013

Studia w USA - takie tam ciekawostki ;)

Zapomniałam napisać w poprzednim poście, że póki co, biorę online classes, czyli uczę się przez Internet, mimo, że moja szkoła oferuje kursy in class - czyli w normalnej sali wykładowej, niektóre przedmioty można realizować w trybie online łamane przez in class (tzw. hybrid) - czyli trochę w sali wykładowej, trochę przez Internet oraz całkowicie online. Oczywiście mogę sobie wybierać jak chcę i np. na biologię mogę uczęszczać do klas - 'face to face', a np. antropologię zaliczać przez internet. Ja jeszcze nigdy nie miałam okazji pobierać przedmiotów online, więc byłam ciekawa jak ten owoc smakuje. ;)  Jak to wygląda? Oczywiście napisze jak to wygląda w mojej szkole, ale nie obiecuję, że tak jest wszędzie. (sorry jeśli będę pisała trochę chaotycznie i nie po polsku, ale jestem już trochę zmęczona dzisiejszym dniem, a wiem, że jutro czy później nie będę miała czasu pisać na blogu)...

1. Zamawiacie sobie class materials - czyli książki, zeszyty ćwiczeń, płyty CD z multimediami itp. Niekiedy musicie wykupić sobie dostęp do ćwiczeń online. Tak było w moim przypadku z przedmiotem Writing 101 - kupiłam książkę i do tego musiałam też wykupić dostęp do strony w Internecie, gdzie znajdowały się ćwiczenia na gramatykę, interpunkcję, składnię itp. Nauczyciel zwykle wysyła Wam prywatną wiadomość po np. oddaniu eseju czy innej pracy pisemnej do jakich ćwiczeń powinniście zajrzeć. W moim przypadku wykonywanie zadanych ćwiczeń jest oceniana jako tzw. aktywność podczas zajęć. Nawet jeśli nauczyciel nie napisze do nas prywatnej wiadomości z informacją, które ćwiczenia wykonać, to i tak w czasie kiedy, np. przerabiamy stawianie przecinków w zdaniu zalecane jest by wykonać wszystkie możliwe ćwiczenia na przecinki ;) To, jakie ćwiczenia i kiedy zrobiliśmy jest wysyłane do profesora z którym mamy zajęcia by po 1. mógł sprawdzić jak radzą sobie poszczególni studenci, 2. w razie problemów pomóc poszukać źródeł dzięki którym opanujemy dane zagadnienie.

2. Mamy forum -  tak, zwyczajne forum, do którego ma dostęp nasz profesor i studenci (na WRTG 101 jest nas trochę ponad 20) gdzie nasza aktywność jest nie tyle oceniana, co wymagana - brak uczestnictwa w dyskusjach może mieć konsekwencje w np. niezaliczeniu przedmiotu. Co tydzień na forum profesor daje nam nowe zadania do wykonania np. napisanie jakiegoś opisu, wstępu, akapitu itp. Naszym zadaniem jest nie tyle wywiązanie się z polecenia, ale też komentowanie poczynań innych studentów - np. ocenianiu oraz doradzaniu drugiemu studentowi co i jak mógłby zrobić/napisać itp., dzielenie się własnymi doświadczeniami, spostrzeżeniami itp. Ja mam akurat dobre doświadczenia - każdy student, który komentował zadanie przeze mnie wykonane był bardzo miły, zawsze pisał "good job!", chwalił, a dopiero na końcu pisał co mogłabym zmienić, dodać itp. To bardzo budujące środowisko :) i ja też właśnie tak komentuję prace pisemne innych :) Acha, i nie ma czegos takiego jak "copy, paste", czyli bezmyślne kopiowanie informacji z Internetu, gdyż nasze wypowiedzi na forum, prace pisemne, prace domowe, eseje itp. są skanowane przez program do wykrywania plagiatu - wykrycie plagiatu grozi niezaliczeniem zadania, oblaniem przedmiotu lub wydaleniem ze szkoły.

3. Syllabus - czyli program nauczania. Każdy z nas ma syllabus na swoim koncie do którego się loguje i może sprawdzić co np. do czytania będzie zadane na dany tydzień, jaką prace trzeba będzie oddać itp., czego będziemy się uczyć i co powinniśmy umieć po całym tygodniu nauki.

4. Assignment folder - czyli taki folder z zadaniami pisemnymi, które wykonujemy indywidualnie i wysyłamy do nauczyciela czyli np. ja wysyłałam wszystkie swoje eseje poprzez ten folder i otrzymywałam oceny, które pojawiały się w tzw. Student Portfolio. 

To by chyba było na tyle jeśli chodzi sprawy techniczne studiowania online. 

Czy jest ciężko? Czasem tak - wiąże się to z dużą ilością czytania, pracą samodzielną, pilnowaniem sobie terminów, żeby się z niczym nie spóźnić, bo może to zaważyć na ocenie. Np. niektórzy nauczyciele nie przyjmują prac domowych po terminie, więc jeśli ktoś lubi się ociągać i odkładać wszystko na ostatnią minutę, to lepiej żeby wybrał zajęcia in class na swoim Univerku niż online. Ja codziennie poświęcam przynajmniej kilka godzin, z przerwami, na przeczytanie nowych postów na forum, napisanie odpowiedzi, wykonanie ćwiczeń zadanych przez nauczyciela, czytanie zadanych tematów w książkach, analizowanie źródeł, które planuję wykorzystać w eseju itp.

Przez ostatnie kilka dni źle się czułam, więc nie miałam ani siły ani ochoty na pisanie ostatniego eseju, narobiłam sobie trochę zaległości nad którymi siedziałam cały weekend i skończyłam właściwie na kilka minut zanim siadłam do pisania tej notki na blogu. Termin oddania pracy był na dziś - miałam czas do północy, więc trzeba było się spiąć ;) Jak sami widzicie - lepiej nie mieć zaległości, inaczej weekend, który zaplanowałam z mężem na oglądanie wszystkich odcinków trzeciego sezonu Game of Thrones legł w gruzach :P Tzn. ja oglądałam na bieżąco, ale mąż stwierdził, że on woli obejrzeć wszystkie odcinki podczas jednego weekendu ;) No cóż, może next weekend. 

Acha, dziś zamówiłam książki i materiały do Biology 101, Biology Lab 102 oraz Culture and Language i zapłaciłam około $400 !!! (drogie książki to kolejny minus drogich studiów w USA) :( Mam nadzieję, że wszystko dojdzie na czas, bo zajęcia zaczynają się już w przyszłym tygodniu!

Tuesday, June 11, 2013

Studia w USA - przedmioty, które wybrałam w semestrze letnim

 Na początku małe wyjaśnienie jak ten system działa: 

1. Mamy 4 semestry - jesienny, zimowy, wiosenny i letni
2. Każdy semestr podzielony jest na 4 sesje, oprócz letniego, który podzielony jest na 3 sesje. 

Ja wzięłam dwa przedmioty w semestrze letnim w pierwszej sesji, oraz trzy przedmioty w sesji trzeciej, co oznacza, że zanim zaczną się te trzy przedmioty w trzeciej sesji, to z poprzednimi dwoma już będę skończona. Zwykle przedmiot trwa 8 tygodni, poza niektórymi wyjątkami:

Zakończyłam pierwszy przedmiot - Introduction to Research (wart 1 kredyt). Był to kurs trwający 4 tygodnie, czy było ciężko? Hmm... wydaje mi się, że jeśli ktoś dobrze potrafił się wczytać i przede wszystkim zrozumieć wszystkie zagadnienia, to bez problemu mógł użyć tej wiedzy w praktyce i ponadto zaliczyć wszystkie teściki i testy oraz egzamin na 95-100%. Moja ocena na koniec: A (trzymajcie kciuki, żeby tak było dalej ;))

Drugi przedmiot, który wzięłam razem z Introduction to Research, to Writing 101. Kurs ten trwa 8 tygodni, właśnie jestem w tygodniu 5 i jeszcze nie dostałam żadnej oceny. Na razie tylko oddałam 2 eseje na temat których otrzymałam kilka uwag - w sensie co, gdzie poprawić, poprawiłam więc to i owo i odesłałam do profesorki, teraz czekam cierpliwie na oceny ;) To, co mi się bardzo w tym kursie spodobało, to fakt, że profesorka po odesłaniu pierwszego szkicu mojego eseju do mnie wymieniła wszystkie mocne strony np. your introduction is well done! i takie tam blah blah ;) Następnie dokładnie opisała nad czym powinnam jeszcze popracować, co poprawić, zmienić, sparafrazować itp., podała mi dokładnie do jakich źródeł powinnam sięgnąć po pomoc, a ja dostosowałam się do jej zaleceń tak, że kiedy oddałam jej pierwszy szkic drugiego eseju napisała tylko "This is very good" i nie kazała nic zmieniać :) Uff... Przyznam, że trochę przysiadłam nad tym drugim esejem i starałam się go napisać dobrze, mimo, że temat mi nie podchodził ;) 

Tyle na temat sesji pierwszej...

za parenaście dni zaczyna się sesja trzecia i tutaj wybrałam 3 przedmioty: 

1. Language and Culture (z antropologii)
2. Biology 101
3. Biology 102 (Lab)


Przyznam się, że biłam się z myślami czy nie zamienić Language and Culture na Criminal Justice albo Homeland Security. Długo chodziło mi to po głowie, aż w końcu zdecydowałam się bardziej zaznajomić z antropologią.

W wielkim skrócie - przedmiot ten ma za zadanie nauczyć nas lepszego rozumienia innych kultur, języków, światopoglądów, zachowania itp., co, jak twierdzi nauczyciel, jest bardzo pomocne w przypadku, kiedy osoba sporo podróżuje. 

Brzmi ciekawie :D Nie mogę się doczekać kiedy zaczniemy naukę :)

Aha, co do mojego kierunku głównego, tzw. major, to jeszcze się zastanawiam. Na razie robię wszystkie przedmioty tzw. general - czyli ogólne, które są podstawowym wymogiem bez względu na to, jaki kierunek główny zamierzamy studiować. Tak, matmę też będę miała. Nie jest mi wesoło z tego powodu, ale postaram się wybrać dobrego nauczyciela z odpowiednim podejściem do matematyko-opornych ;)

Tuesday, June 4, 2013

Uroki Północnej Karoliny i Piknik z Dowódcą

Jak już poprzednio pisałam, dowódca mojego męża (przypomnę, że mój mąż jest żołnierzem) jest bardzo pro-rodzinnym człowiekiem i zawsze dba o to, żebyśmy się integrowali z innymi rodzinami żołnierzy z jednostki.

Kilka dni temu jednostka zorganizowała piknik w lesie, przy jeziorze i jak zwykle zaproszone zostały całe rodziny, żony i dzieci żołnierzy. Co prawda jeśli dzieci bądź żony nie mogły uczestniczyć w pikniku ze względów zdrowotnych czy zawodowych, to było im to wybaczone, ale dla żołnierzy była to impreza obowiązkowa. 

Przyjechaliśmy na piknik punktualnie o 1:00 PM, ale mój mąż nie chciał iść od razu do swoich współpracowników i zdecydowaliśmy się zwiedzić trochę okolicę.


Było bardzo ciepło - ok. 30 stopni C, a powietrze pięknie pachniało lasem (albo świeżą żywicą :))


Mrówki
Po krótkim spacerku poszliśmy do zadaszonego miejsca, gdzie przygotowywano jedzenie dla nas i dla innych army families. W sumie przyszliśmy tylko coś zjeść i wymienić kilka zdań ze współpracownikami mojego męża.

A co do jedzenie? Między innymi hamburgery, hot dogi, sałatki warzywne, surówki, torciki, placki, ostre papryczki zawijane w bekon, ciasteczka, warzywa, serki, owoce i napoje.

Stwierdziłam, że już od kilku dobrych miesięcy nie jadłam żadnego hamburgera, więc tym razem sobie pozwolę, ale na talerz włożyłam też warzywka.


Produkty były tak porozkładane, że można było sobie skomponować takie danie jak kto lubi. Ja skomponowałam cheeseburgera z saładką ogórkową. Był niezły ;), ale chyba jednak wole moją zdrową dietę :D Po takim posiłku, postanowiliśmy znów odsunąć się od ludzi i poszliśmy w las...



Miejsce do siatkówki plażowej

... poszliśmy na huśtawki dla dzieci do lat 12 ;)



Bardzo podobało mi się to amortyzujące podłoże, w razie gdyby dziecko spadło z huśtawki, to mocno się nie potłucze. Chodząc po tym podłożu czułam się tak, jakbym chodziła po sprężynach :D














Nie wiem jak jest w innych stanach, ale w Północnej Karolinie znajdziecie sporej wielkości szyszki. Są tak duże, jak moja dłoń, czasem i większe ;)



Ich wielkość możnaby porównać do szyszek, które znajdziemy we Włoszech (choć też nie wiem czy wszędzie) lub Chorwacji. (nie zwracajcie uwagi na mój w połowie pomalowany paznokieć - testowałam lakier w sklepie :D)








Jezioro



Nic nie zastąpi relaksu na świeżym powietrzu.

Zostaliśmy na pikniku jakieś 3.5 h, po czym pojechaliśmy do sklepu zrobić zakupy na cały tydzień. Zachciało mi się też świeczki i kiedy przeglądałam nowe zapachy Yankee Candles, spostrzegłam nietypowy "zapach"... 



Tak, bekon jadłam i smażyłam niejednokrotnie i o ile jego smak lubię, to nienawidzę zapachu podczas smażenia czy pieczenia. Nie wiem kto chciałby mieć taki "zapaszek" w domu, ale założę się, że za miesiąc te świeczki będą po baaaaardzi obniżonej cenie, bo nikt ich nie kupi. Chyba, że jakiś miłośnik bekonu ;) Nie skusiłabym się na nie, choćby były za darmo.

Wybrałam za to coś bardziej odświeżającego :)