Tuesday, February 21, 2012

New England Aquarium in Boston

Wróciłam do Polski i tak jak obiecałam, dodam zdjęcia i postaram się po kolei opisać co robiłam i kiedy i jak i gdzie i po co ;)

W ostatnim poście wspominałam mój pierwszy dzień w Bostonie, czyli 17. lutego 2012. Tego dnia byłam tak umordowana, że nawet nie zauważyłam, co nakładam na swoją twarz. Jeszcze w Polsce kupiłam maseczkę odżywczą czy rozświetlającą do twarzy. Do tejże saszetki z maseczką była przyklejona inna saszetka z pewnym produktem. Po przyjeździe do hotelu chciałam, aby moja twarz następnego dnia wyglądała na świeżą i wypoczętą, więc poszłam pod prysznic, wysuszyłam się i potem był czas na maseczkę. Nałożyłam ową maź na twarz i przeczytałam "sposób użycia" - napisali, że maseczkę należy zmyć po tym, jak zrobi się biała. Czekam i czekam a maseczka nie robi się biała, a nawet zaczęła się wchłaniać. Myślę sobie, co jest grane? Poszłam do łazienki aby zmyć specyfik z twarzy, wróciłam do pokoju, żeby sprawdzić czy na pewno dobrze przeczytałam co mam zrobić, wzięłam saszetkę z której maź wsmarowałam w twarz i osłupiałam... było na niej napisane "Krem antycellulitowy" ;) Brawo! A maseczka leżała tuż obok ;)

Boston, 18. lutego 2012

Wstałam bardzo wcześnie rano, ok 7:00. Wzięłam prysznic, wysuszyłam i wyprostowałam włosy, nałożyłam trochę makijażu na twarz, ubrałam się ciepło i w ruszyłam drogę!


Gdzie poszłam? Oczywiście jako wielbicielka zwierzątek, musiałam odwiedzić the New England Aquarium. Jeszcze zanim zakupiłam bilet (22.95$), przeszłam przez biały namiot, gdzie zostałam poczęstowana kubeczkiem gorącej czekolady i ciastkiem. Później stanęłam w kolejce po bilety, a wolontariuszki z oceanarium pokazywały oczekującym skórę (chyba mówi się wylinkę, ale nie jestem pewna) węża. Po zakupieniu biletu można było kierować się do wejścia, gdzie sprawdzono twój bilet i zrobiono ci niebieską pieczątkę z pingwinkiem na ręce. Zaraz potem poproszono mnie abym stanęła na tle (chyba zielonej) ściany, gdzie przesympatyczna Afroamerykanka strzeliła mi pamiątkową fotkę, do której dostałam kod i dzięki niemu mogłam ją zobaczyć jeszcze przed opuszczeniem akwarium. Ooczywiście mogłam ją sobie też kupić lub nie ;) Ja nie zapłaciłam za fotkę, ale później sprawdziłam na stronie internetowej, która była podana nad kodem do zdjęcia czy moje zdjęcie się na niej pojawiło... i jest! Co prawda w małym rozmiarze, bo za większy trzeba sobie zapłacić 13$ ;) ale mam. Nie pokażę, bo jakoś super atrakcyjne nie jest haha ;)

Poniżej możecie zobaczyć widoki, które mijałam w drodze do oceanarium.



A tu już jestem w oceanarium, gdzie witają mnie pingwiny:
































Z oceanarium można było wyjśc na taras, gdzie znajdował się basen w którym pływały poniżej przedstawione osobniki:






















SEADRAGONS!






JELLYFISH!





STARFISH




Tutaj mogłam sobie potrzymać rozgwiazdę (starfish). Jest chropowata, a przy tym lekka i delikatna. W tym samym zbiorniku można też było dotknąć jeżowca (sea urchin) lub kraba (crab) i wiele innych mniejszych wodnych stworzeń, pod warunkiem, że trzymało się je pod wodą :) Dla mnie bomba! Nad zbiornikiem stały wolontariuszki i pilnowały aby stworzonkom nie stała się krzywda, bo wiadomo jak to np. dzieci lubią doświadczać świata "Sprawdźmy, czy się zepsuje jak zrobię tak czy tak" ;)















SEA URCHINS

















ELECTRIC EEL




 Dowiedziałam się m.in. że smoki istnieją! A oto dowody:

Weedy Seadragon







Leafy Seadragon








Co jakiś czas wolontariusze robią prezentacje wybranych stworzonek. Mi udało się posłuchać co nieco o homarach (lobster). Dowiedziałam się czym się żywią, od czego zależy ich ubarwienie oraz, że co jakiś czas zrzucają pancerz, kiedy ten okazuje się za ciasny :)

Wolontariuszka i jej prezentacja homara:


Po opuszczeniu oceanarium tak prezentowała się okolica:













To tylko niewielka część zdjęć, które zrobiłam w Aquarium. Mam jednak nadzieję, że zachęciłam Was by je odwiedzić, bo na prawdę warto. Największe wrażenie zrobił na mnie i nie tylko na mnie, ale też na wielu innych zwiedzających - Leafy Seadragon. Mimo iż był maleńki, bo miał chyba nie więcej niż 25 cm długości, był przede wszystkim niezwykły. Nigdy wcześniej nie widziałam podobnego stworzenia. To właśnie przy jego akwarium można było zobaczyć największą liczbę podziwiających ;)

Nad każdym zbiornikiem z rybkami i innymi mieszkańcami morza czy oceanu była umieszczona podobizna osobnika, który znajduje się w akwarium oraz opis np. tego gdzie występuje, jakie ma cechy charakterystyczne, czasem nawet pojawiała się wzmianka o tym co mówią jego poszczególne zachowania oraz czym się żywi.

Swoją wizytę zakończyłam w Gift Shopie, gdzie zakupiłam pocztówki o New England Aquarium i Bostonie ;) Ich ceny wahały się od 0.69 do 0.89$ za sztukę. Można też było tam nabyć maskotki, kubeczki, breloczki, ramki do zdjęcia, biżuterię itp. :)

Oczywiście nie jest to koniec mojego dnia, co działo się po południu opiszę w następnym poście :) See you!

2 comments:

  1. Cuttle fish, fuck yeah ;)

    ReplyDelete
  2. Uwielbiam wszelkie oceanaria! Zawsze jak tylko jak mam okazję do jakiegoś wstąpić, czynię to bez chwili zawahania!

    ReplyDelete