Wednesday, November 27, 2013

Dzień Indyka bez indyka ;)

Zgadnijcie co jest jutro! Jutro jest Dzień Dziękczyniena (Thanksgiving Day). Nie, nie zamierzam piec indyka, bo nie jesteśmy sami z mężem w stanie go zjeść. Ja nawet niespecjalnie przepadam za indykiem, a jak już to takim z wolnego chowu a nie z klatki, z której nawet nie widział jak wygląda trawa i słońce. Nie jestem też typem mięsożercy. Jeśli jakieś mięcho w siebie wcisnę, to zwykle dzieje się to raz czy dwa w miesiącu. O wiele bardziej wolę owoce morza :)

Dzisiaj zorganizowaliśmy sobie Dzień Dziękycznienia w szkole ESL. Uwielbiam te momenty, kiedy możemy razem zasiąść do stołu, posilić się i porozmawiać, a przy okazji zbliżyć się do siebie i nieco lepiej poznać, zwłaszcza, że w takim międzynarodowym gronie naprawdę jest o czym rozmawiać i co opowiadać. Żałuję tylko, że nie wszystkim udało się uczestniczyć w uczcie, ale i tak było nas całkiem sporo. Nasza międzynarodowa grupka składała się z Włoszki (nauczycielka), Amerykanina (mąż naszej nauczycielki służący w amerykańskich siłach powietrznych - odwiedził nas w czasie swojej przerwy na lunch), Kolumbijka (była mieszkanka kolumbijskiej stolicy - Bogoty), Meskykanka, Filipinka (jeśli tak się mówi na mieszkankę Filipin, ale jakby co to proszę krzyczeć na mnie ;)), Rosjanka, Kurd oraz Polka (ja). 

A skoro uczestnicy uczty byli z różnych krajów, na stole gościły dania nietypowe dla amerykańskiego Thanksgiving Day. Nie, nikt nie przyniósł indyka (z resztą komu by się chciało ;)). Ode mnie grupa dostała krokiety z kapustą kiszoną i grzybami - chyba smakowało, gdyż machnęłam z 17 sztuk, a zostały 3 (czekałam na to aż coś zostanie, żeby zabrać do domu, bo nie zrobiłam żadnych zapasów :D). Rosjanka przygotowała ciasto zwane u nich Napoleonem/Napoleonką? Wiem, że chyba w Polsce też jest to popularne ciasto, ale ja się z nim nie zetknęłam osobiście. Słyszałam jedynie tu i ówdzie z ust innych "robię Napoleona," więc nazwa nie była mi obca. Pyszne ciasto!!! Koreanka przyniosła nam koreańskie spaghetti, Kurd zrobił kurczaka (z wolnego chowu!, nie z Wlamarta :P) w curry -  również pyszny, ryż i saładkę. Trochę się chłopak napracował. Filipinka poczęstowała nas daniem z kurczaka, którego nazwy nie pamiętam niestety. Kolumbijka przyniosła babeczki, a nasza nauczycielka makaron zapiekany w kremowym sosie z warzywami i serem... i to chyba tyle z jedzenia. Niestety było go trochę za dużo, ale przynajmniej zrobiłam zapas na dwa dni :D

Moje krokiety i babeczki, które przyniosła Kolumbijka.

Babeczki, zapiekany makaron od nauczycielki, ryż od Kurda, dalej mięso od Filipinki.


Kurczak z curry i saładka od Kurda, czekoladowe kulki i koreańskie spaghetti od Koreanki.

Napoleon od Rosjanki i ciasto owocowe od Meksykanki.

Moja porcja koreańskiego spaghetti. To różowe coś to jakieś rybne coś ;) Nie wiem jak to się nazywa :D

Korzystając z okazji, że odwiedził nas mąż naszej nauczycielki służący w Air Force, postanowiłam wykorzystać sytuację i zapytać go gdzie (w których stanach i jakich krajach) miał okazję przebywać podczas swojej kariery w wojsku. A kiedy zauważyłam, że chętnie opowiada o sobie, to postanowiłam ciagnąć dalej za język i tak oto dowiedziałam się, że jego kariera rozpoczęła się od Idaho, USA, poprzez Włochy (gdzie poznał swoją żonę, choć na początku przyznał, że nie planował szukać nikogo na stałe, tylko dobrze się w Europie zabawić ;), ale spotkał naszą Mrs. G. i... dalej już dobrze bawił się z nią podróżując po różnych Europejskich krajach). Czy w Polsce był? Był ;) a nawet współpracował z polskimi żołnierzami. Pozwolę sobie wkleić dialog, ale po polsku, żeby każdy mógł zrozumieć:

- "Polacy mówili często takie jedno słowo, ale nie pamiętam co to było... A słyszałem je później wszędzie na ulicy czy w sklepie"

ja: "Czy to słowo zaczyna się na K?" (byłam pewna, że to o to słowo chodzi ;))

- "Nie wiem, powiedz, może to sobie przypomnę"

ja: "Ku*wa?"

- "Tak! Ku*wa!"

ja: "Haha, wiedziałam"

- "Co to właściwie znaczy?"

ja: "Ku*wa ma wiele znaczeń. Może to być prostytutka, ale można tez użyć tego słowa, kiedy jesteśmy wkurzeni bo np. przywaliliśmy o kant stołu. Tak naprawdę dzisiaj niektórzy Polacy używają tego słowa jako przecinka, wykrzyknika czy kropki w zdaniu..."

- "A pamiętam jak Polacy wołali do mnie 'Ej, ku*rwa, chodź do nas!' i myślałem, że mówią to bo uważają mnie za niedobrego człowieka"

ja: "Nie, ta 'ku*wa' to akurat służyła jako przecinek"

- "Haha, no często to mówili. A pamiętam, że raz zapytali się mnie czy chcę się napić herbaty przed pracą, a ja mówię, że bardzo chętnie i wiesz... herbata to dla mnie torebka herbaty i woda, a oni faktycznie zrobili mi herbaty, ale z prądem. Wlali do niej tej wódki takiej... z trawą w środku i taki zwierzak był na butelce... taki duży zwierzak, na którego Indianie polowali... nie pamiętam nazwy..."

ja: "Coś jak bizon?"

- "Tak! Coś jak bizon!"

ja: "Aaa, masz na myśli żubrówkę?"

- "Tak! Żubrówka! No i wlali mi tej żubrówki do herbaty, a ja się kapnąłem dopiero kiedy dałem łyka i kurczę, musiałem odmówić wypicia reszty, bo za chwilę miałem pilotować samolot! I jaka była ich reakcja? 'Ku*wa' znów! Haha! Tak... lubię Polaków, fajni ludzie. A raz, kiedy byłem w Krakowie to spuszczono mi łomot."

ja: "Polacy?"

- "Nie, Rosjanie. Bo wiesz... w tym Krakowie było dużo klubów ze striptizem i przed tymi klubami stali Rosjanie, którzy naganiali facetów z ulicy, żeby weszli oglądać panienki. Ja i mój kolega akurat wracaliśmy do hotelu, kiedy usłyszałem jak ten Rosjanin nas woła i mówi 'Chodźcie do naszego klubu i pooglądajcie sobie panny. Mamy piękne kobiety prosto z Rosji!', a ja nie chciałem tam wchodzić i mówię do tego Rosjanina, że nie dzisiaj, a on wyzwał mnie i kolegę od pedałów. Moja duma tego nie zniosła i podszedłem do Rosjanina i nie wiem co ja sobie wtedy myślałem, bo byłem od niego dużo mniejszy i słabszy, ale spojrzałem mu prosto w oczy i pokazałem środkowy palec.... ojj wtedy się zaczęło. Dostałem taki łomot, że gdyby polska policja nie zainterweniowała, to nie wiem czy wróciłbym do hotelu cały tej nocy. Na pamiatkę zostało mi kilka zadrapań i sińce na obitej twarzy. Ależ ja byłem głupi za młodu. Haha!"

Ech, takich opowieści mogłabym słuchać godzinami. Ubolewam, bo dużo sobie nie pogadaliśmy, gdyż skończyła się jego przerwa na lunch i musiał wracać do swoich obowiązków.

Niestety nie wszystkie historie były tak zabawne... Wspomniany przeze mnie wcześniej chłopak z Iraku (Kurd) niestety nie miał w życiu kolorowo. Okazało sie, że kiedy jeszcze mieszkał w Iraku, zabito tam dwóch jego braci jeszcze za czasów rządów Saddama Husaina. Jeden z jego braci został zamrodowany, drugi powieszony. Właściwie na świecie ma tylko siostrę i szwagra, którzy również przybyli do USA.

Trudno sobie to wyobrazić... trudno sobie wyobrazić w ogóle, że ludzie przeżywający takie tragedie są tak blisko nas.

Sam Kurd, to bardzo miły i sympatyczny młody chłopak o delikatnym głosie. Pomimo tego, co przeżył, widać, że teraz cieszy się życiem i chodzi z uśmiechem na twarzy. Dobrze sobie w życiu radzi i naprawdę podziwiam chłopaka.

To by było na tyle z dzisiejszego Dnia Dziękczynienia, choć wiem, że prawdziwe święto jest jutro. Mam nadzieję (choć w sumie już są takie plany), że równie miłe spotkanie przy pysznym jedzeniu zrobimy sobie przed Świętami Bożego Narodzenia. Może nawet postawimy choinkę w sali? :)

P.S. Jeśli czyta ten blog jakaś dziewczyna z Raleigh, NC, która chciałaby poznać inna dziewczynę z Raleigh (Polkę), to proszę skrobnąć do mnie na maila, to Was wymienię namiarami.  ;)

25 comments:

  1. Rozwaliła mnie historia męża nauczycielki! Ale coś w tej naszej polskości jest, co ich wszystkich urzeka!
    A odnośnie Krakowa, pracując na rynku krakowskimi nocami jako promotorka klubu ( muzycznego, nie ze striptizem ;p )doskonale jestem w stanie sobie wyobrazić jak mógł oberwać:D

    Bardzo przyjemny blog, śledzę Cię od pewnego czasu :)

    Serdecznie pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Skoro sledzisz mnie od jakiegos czasu, to bardzo sie ciesze, ze w koncu zdecydowalas sie odezwac w komentarzach :)

      Ja w Krakowie bylam raz i bardzo mi sie podobalo :) Towarzystwo na ulicach miedzynarodowe, a takie mi najbardziej odpowiada :) Ale nie jestem w stanie sobie wyobrazic jak oberwal...w tej kwestii doswiadczenia nie mam ;)

      Pozdrawiam ! :)

      Delete
  2. Ale pyszności :) A Napoleonki faktycznie są u nas popularne, bardzo dobre ciacho. Uśmiałam się z tej rozmowy :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Az czuje niedosyt ze to byla tak krotka rozmowa ;)

      Delete
  3. Bardzo dobrze mi się czytało ten post :)

    ReplyDelete
  4. Uwielbiam takie wpisy o zderzeniach kulturowych :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ciesze sie, ze sie podobaja te wpisy :D ja sama lubie takie czytac :)

      Delete
  5. Widziałem ( jak co roku) informacje na temat indyka i oczywiście "ułaskawienia go" przez prezydenta USA i znowu szeroko się uśmiechałem :)
    Jeśli chodzi o jedzenie to najbardziej w oczy rzucają się babeczki :)
    Pozdrawiam Paweł Zieliński

    ReplyDelete
    Replies
    1. Babczki byly tak sodkie, ze nie musialam slodzic kawy :D

      Delete
  6. świetny post! Bardzo fajny pomysł z tym "szkolnym" obiadem i spróbowaniem potraw z całego świata. Z chęcią też bym wzięła udział w czymś takim :) Ale i tak najlepszym punktem był dla mnie dialog z Amerykaninem o jego wspomnieniach z Polski :) Choć z drugiej strony to trochę przykre, że wciąż większość ludzi jeśli w ogóle kojarzy Polskę, to kojarzy ją właśnie z wódką i ku"wą... Dobrze, że przynajmniej ludzi wspomina miło :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przywykłam do tego, że tak nas kojarzą ;) Ale dobrze, ze ma pozytywne wspomnienia :D mimo pobicia :D
      Tak, ten pomysl ze szkolnym obiadem byl w dyche! :D Nie moge sie doczekac wigilii :D i oczywiscie sprobuje wszystkich mozliwych dan na stole jak to mialo miejsce tym razem :D

      Delete
  7. ale świat jest mały haha, miejmy nadzieję, że mąż nauczycielki nie zniechęci się do Polski :)) ps: uwielbiam Twoje notki, pisz więcej!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję :D Mąż nauczycielki już zapowiadał, że na emeryturze planuje przyjechać do Polski znów, bo chcą zwiedzać dalej Europę :D W ogole powiedzial, ze kocha Europe :)

      Delete
  8. Ja dzisiaj byłam na obiedzie u rodziny... żeby się nie zaplątać... mojego męża siotry męża :) Czyli sister-in-law męża rodziny :) Nie mamy w zasadzie tu nikogo oprócz nich (brat męża mieszka w innym stanie, a rodzice nie żyją już) więc było mi miło, że nas zaprosili - w końcu to moje pierwsze święto dziękczynienia :) Jedzenia była MASA :) Wielu potraw nie lubię, jak cokolwiek związanego z dynią, słodkie ziemniaki czy różnego rodzaju ciasta i sałatki (przełknę jedynie typu szpinak, truskawki, jagody i orzechy pecan, wszelkie z sosami są dla mnie za ciężkie lub za słodkie). Indyk (pierwszy raz w życiu widziałam całego, upieczonego indyka :D) był przepyszny, była też szynka i cała masa innych pyszności :) Coś jak nasza Wigilia :) Tyle, że brakowało mi ulubionych śledzi z oleju z cebulą i mięsnej galaretki ;-)
    W ogóle to widzę, że ja mam dokłądnie inne upodobania do Twoich - dzień bez mięsa to dla mnie koszmar, jestem non stop głodna i słaba, natomiast owoce morza (nie licząc ryb) to nie dla mnie ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. A ja mięso jadam moze raz czy dwa w miesiacu. Czesciej na moim stole goszczą owoce morza - krewetki lub homary w szczegolnosci. Homar jest dziecinnie prosty do przygotowania. Jedyna wada to to ze jednym homarem sie nie najesz wiec trzeba kupic po 2 albo 3 dla jednej osoby :D

      Poza tym to na codzien zywie sie kanapkami zrobionymi z chlebkiem przygotowanym w domu (wypiekacz do chleba rządzi!) ;) potem robie jakas zupe czy danie z makaronem, no i pozniej jakis jogurt z orzechami, miodem i owocami, albo domowy smoothie z jogurtem, mlekiem ryzowym, bananem, avocado i malinami... roznie, ale staram sie by bylo zdrowo ;) pomimo braku mięcha.

      Delete
    2. Ja też sama piekę chleb, ale w piekarniku (zaczęłam już w Polsce, ale tutaj to po prostu mus, bo te amerykańskie "tostowe" chleby mi przez gardło nie przechodzą ;-)), nie mogę doczekać się wiosny i własnych warzyw z ogródka do tego chleba :) Na święta mam zamiar zrobić pierogi, a że wreszcie kupiliśmy zamrażarkę do garażu to i zamrożę trochę :) Jogurt też już w Polsce robiłam sama, a tu patrzac na ceny to spora oszczędność, więc maszynka do robienia jogurtu została zakupiona dzień po moim przylocie do Stanów ;) Smoothie i soki też sami robimy. Ja po prostu nie umiem żyć bez mięsa, ale staram się też jeść zdrowe wyroby, więc mięso kupujemy zwykle z naturalnych sklepów typu whole foods. No i, przede wszystkim, nie jadamy zbyt wiele poza domem, zwykle gotujemy potrawy na 2-3 dni (zupy, gulasz, pieczeń) i każdy się nam dziwi, bo nasi znajomi zdecydowanie nie mają zwyczaju jadać tej samej potrawy dzień po dniu :)
      A co do owoców morza... W Polsce jadaliśmy świeże ryby (mieszkaliśmy w Trójmieście) i tu niestety na świeże ryby mamy małe szanse. Za krewetkami i mięsem z kraba (które uwielbia mój mąż) nigdy nie przepadałam, ale przełknę, natomiast cokolwiek innego to już nie dla mnie ;) niedługo po przyjeździe siostra męża zabrała nas na sushi, moje pierwsze w życiu. Zdecydowanie nie moje jedzenie (wolę kuchnię indyjską, ale to chyba geny, i meksykańską) ;)

      Delete
    3. Ja sushi pokochalam od pierwszego sprobowania. Ale przyznam, ze jestem juz dosc wprawiona w probowaniu i wiem, ze nie kazde sushi dobrze smakuje (zwykle to zalezy od knajpy). Bylam na sushi w Polsce jak i w Niemczech i tam naprawde sushi potrafilo urwać tyłek - takie pyszne! Bylam dwa razy na sushi w USA - pierwszy raz w Baltimore i tam tez sushi dali mi przepyszne, a kiedy poszlam gdzies do okolicznej knajpy w Fayetteville oraz kupilam swieze robione w markecie i to juz nie bylo to... Takze duzo zalezy od wykonania, temperatury, czasem samego sushi baru czy restauracji. Roznie sie moze zdarzyc... moze akurat trafilas na jakies beznadziejne sushi...

      Delete
  9. Ja się wtrącę trochę z indykiem. Gdzies czytalam, ze nie musimy sie obawiac kupowania idnyka w sklepie. To sa podobno takie stworzenia, ktore bardzo ciezko jest hodowac w jakis klatkach i karmic swinstwem. Dlatego nie ma co kasy wywalac na indyki organiczne, bo w sumie wszystkie indyki hodowlane sa zdrowe (nie faszerowane chemia i antybiotykami tak jak kurczaki), bo by takiego chowu nie przezyly.
    A jak wygladaly Twoje swieta w domu ? Pytam z ciekawosci, bo my po raz pierwszy obchodzilismy wogole Swieto Dziekczynienia i zrobilismy to w sumie tylko dla dzieciakow, zeby mialy co opowiadac pozniej w szkole. U nas zamiast indyka byla kaczka z jablkami.

    ReplyDelete
    Replies
    1. My wlasciwie nic szczegolnego w ten dzien nie robilismy, ja zrobilam pizzę na obiad, smoothie z owocow do popicia i tylko sobie posiedzielismy i pojedlismy ;) Nie mamy dzieci, wiec za indyka bym sie nie brala, bo bysmy pozniej go nie zjedli, z reszta ja nie przepadam za indykiem i moj maz tez niebardzo. On wolalby rybe :D, ale akurat nie bylo w sklepie wyprzedazy swiezych ryb, wiec stwierdzilismy, ze pizza bedzie ok haha :D

      Delete
  10. W norwegii nie wiem czy świeto dzięczynienia ale swieta doslownie to JUL natomiast robimy w pracy cos takiego jak julebord Ja bede miala za tyg to koniecznie pokaże zdjecia. Nawet kupilam juz 2 sukienki... zamiast jednej. heh.
    anyway. tak sie sklada ze u mnie w pracy i w ogole w norwegii jest mnówstwo polakow co prawda teraz w moim hotelu zostalam tylko JA. natmoiast jest to bardzo miedzynarodowy skład pracownikow i starsznie rozsmiesza mnie jak ktos stara sie mnie rozmieszyc i mowi "no co za ruuuj" co dziwne portugalczycy mają duźo ch w swoim jezyku a tu cieżko im przez gardło przechodzi : )


    Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ruuuj mnie rozbawil do lez :D Czekam na relacje z julebord zatem :D i chce zobaczyc sulkienkiii!
      :) Pozdrawiam!

      Delete
  11. Ja kiedyś tłumaczyłam znajomym z Chorwacji co znaczy kurwa ale ciągle myśleli że to "rodzaj zawodu".

    ReplyDelete
  12. ciekawie u Ciebie jest za granicą:) gdybym miała możliwość też "dałabym nogę" i ruszyła w świat:) ale kto wie... pozdrawiam ciepło:)

    ReplyDelete
  13. Uwielbiam twój blog, jest świetny! Chcę do USA! ,<3 <3 Kto wie, może znajdę w Polsce miłą Amerykankę! :D

    ReplyDelete