Sunday, March 13, 2016

Co się u mnie dzieje...

Witajcie moi drodzy Czytelnicy po kolejnej długiej przerwie!

W grudniu pisałam na blogu o tym, że jestem chora i jestem też w trakcie badań. Przeszłam ich naprawdę sporo i już wiem co mi dolega, już wiem jak to nazwać, już wiem jakie podjąć dalsze kroki i już wiem, że leczenie farmakologiczne będzie bardzo długie, ale nie zamierzam poddać się tylko lekom i postanowiłam działać też na własną rękę konsultując się z dietetykiem klinicznym. 

Okazuje się, że moja dieta nie była tak rewelacyjna jak sobie to wyobrażałam (przez rok byłam na diecie wegetariańskiej) i trzeba było wprowadzić sporo zmian. Gluten poszedł w odstawkę, tak samo nabiał, cukier i wszelkie produkty przetworzone. Wróciłam do jedzenia mięsa, które kupuję od rolnika. A ponieważ zdrowie zaczyna się od jelit, to tutaj zamierzam działać - robię rosoły, stosuję probiotyki, suplementy, staram się jeść o stałych porach i nie podjadać nic między posiłkami. 

Kilka dni temu zrobiło się w Karolinie Północnej naprawdę ciepło i wczoraj chociażby mieliśmy 26 stopni C. Staram się wykorzystywać każdy ciepły dzień na to by przejść się nad jezioro i wystawić skórę na słońce. Okazało się, że w styczniu poziom mojej witaminy D był na poziomie 40 (a norma to pomiędzy 30 a 100). Przy czym dodam, że już od grudnia suplementowałam się witaminą D w dawce 5 000 UI, więc sporo. Zakładam zatem, że przed grudniem poziom mojej witaminy D był znacznie niższy, mimo, że prawie do końca września bywałam na niekrytym basenie, jeździłam nad ocean i ogólnie wydawać by się mogło, że złapałam wystarczająco słońca, prawda? No coż, nie uwzględniłam jednego - każda wizyta na basenie, na plaży, każde wyjście z domu nie odbywało się bez okularów przeciwsłonecznych i bez filtrów, które mogę powodować, że ta witamina się w ogóle nie wchłania. Mój plan działania zatem jest taki - wychodzę na słońce bez żadnej ochrony przeciwsłonecznej na 15-20 minut i dopiero po tym czasie nakładam filtr i okulary. Niedługo zrobię sobie kolejne badania na poziom wit. D, we krwi więc zobaczę jak moja strategia działa. 

Muszę przyznać, że ostatnie miesiące, zanim dowiedziałam się co mi dolega były dla mnie naprawdę drogą przez piekło. Dlaczego? Bo miałam dość niepewności i dość załatwiania miliona formalności zanim mogłam umówić się na wizytę do konkretnego lekarza. Wyobraźcie sobie taką sytuację... Idziecie do lekarza rodzinnego, ten wysyła Was ze skierowaniem do innego, ale zanim to skierowanie do tamtego lekarza trafi, to musi przejść przez firmę ubezpieczeniową. Firma ubezpieczeniowa ma  za zadanie przefaksować to skierowanie do lekarza specjality, a następnie Wy do tego specjalisty dzwonicie i umawiacie się na wizytę. Wiecie ile mi zajęło dopilnowanie tego, żeby skierowanie było przekazane tam gdzie trzeba? Miesiąc. Dlaczego? A no dlatego, że ilekroć dzwoniłam i pytałam czy dokumenty zostały przesłane, odpowiedź, którą dostałam brzmiała mniej więcej tak: "Nie, nie ma ciebie w naszym systemie, więc może jeszcze te dokumenty nie doszły. Zadzwoń jutro." Następnie dzwoniłam do firmy ubezpieczającej i pytałam czy przefaksowali dokumenty i nawet jeśli odpowiedź była twierdząca, prosiłam o ponowne przefaksowanie. Możliwe, że błąd leżał nie po stronie ubezpieczyciela czy gabinetu mojego specjalisty, ale po stronie zawodnego sprzętu na którym tak bardzo polegamy. Naprawdę, gdybym mogła to bym te dokumenty osobiście odbierała i dostarczała tam gdzie trzeba choćbym miała przemierzać dziennie 500 mil, ale zaoszczędzając sobie sporo stresu i frustracji. No ale w końcu wszystko doszło tam gdzie miało dojść, bo regularnie wydzwaniałam do swojej kliniki, do ubezpieczyciela i do specjality. Sporo się przy tym nauczyłam jak ten cały system działa.

Ok, no to od przyszłego tygodniu będę pod opieką specjality. Nie mogę powiedzieć, żeby coś się wielce z moim stanem zdrowia zmieniło, bo jestem dopiero na etapie wdrażania zmian w życie, a na efekty trzeba będzie czekać długo. Wraz z nadejściem cieplejszych i słonecznych dni, czuję się jednak psychicznie dużo lepiej.

No to chyba tyle, póki co... Nadal się badam i robie też dużo we własnym zakresie, żeby dojść do zdrowia. Czytam też książki napisane przez osoby, które dietą i suplementacją wyszły z różnych chorób i to daje mi nadzieję, że i mnie sie uda. 

Nie chciałam Was tak zostawiać bez słowa, gdyż piszecie do mnie maile i wiadomości na Instragramie i pytacie o to jak się czuję i chciałabym Wam bardzo za to podziękować. Jesteście wspaniali!


P.S. Wiadomość dla tych z Was, którzy są zainteresowani wyjazdami do USA jako au pair. Chciałam wspomnieć, że tej wiosny AuPairCare bierze udział w 5 Targach Pracy/Targach Edukacyjnych w różnych polskich miastach. Informacja o tym, gdzie będą jest na stronie internetowej: http://www.aupaircare.com/pl/au-pairs
AuPairCare mają nową aplikację, która jest bardzo łatwa w uzupełnieniu. Wszystkie potrzebne dokumenty są dostępne po zarejestrowaniu się, również skany potrzebnych dokumentów - paszport, czy prawo jazdy kandydaci mogą sami załadować do aplikacji.

9 comments:

  1. Uff. Mam nadzieję, że ten specjalista też Ci pomoże. Z tym słońcem masz rację. I jeszcze raz dużo zdrówka! Fajnie, że napisałaś :)

    ReplyDelete
  2. Dobrze Cię tu znowu widzieć Paulina! Służba zdrowia w Ameryce to koszmar, moim zdaniem w kwestii biurokracji jest milion razy gorzej niż w Polsce... Ale najważniejsze, że już wiesz, co Ci dolega i możesz podjąć leczenie. Trzymam za Ciebie mocno kciuki, a jesli zapragniesz złapać trochę słońca w innym miejscu, to wciąż zapraszam do Chicago :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No niestety... najpierw papierologia, a pozniej Twoje zdrowie :/ swoje musialam odczekac i sie nastresowac, co spowodowalo, ze czulam sie coraz gorzej. Dobrze, ze sie w koncu dostalam tam gdzie trzeba.

      Bede pamietac o zaproszeniu do Chicago :D Dziekuje, Paulina! Buzia

      Delete
  3. Uffff, to i ja odetchnelam z ulga, bo po porzednim mailu troszke sie wystraszylam. SUPER, ze juz wiadomo co to jest i lekarz wie jak to leczyc. Jestem w szoku tym co piszesz o papierologi tutaj. Mozliwe, ze jestem szczesciara, bo jak na razie nigdy nie mialam problemow z dostaniem sie do lekarza, dlatego tak wychwalam tutejsza sluzbe zdrowia. Moze dlatego, ze mam porownanie z "bezplatna" kanadyjska, ktora jest jedna wielka porazka - tam na CT mozgu mojego syna musialam czekac 3 lata.
    Teraz mamy duzo slonecznych dni, wiec na pewno przyjemniej Ci bedzie lapac witaminke D.
    Ja tez po 6 miesiacach wegetarianizmu wrocilam do jedzenia miesa, ktorego nienawidze, ale doszlam do wniosku, ze lepiej polknac kawalek padliny, niz ryzykowac zdrowie. Trzymaj sie i pisz wiecej, zebysmy sie tak nie stresowali jak ostatnio. Duzo zdrowia !!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. No to jesli chodzi o CT, to akurat jesli idzie sie przez ER, to robia go praktycznie od razu (jesli jest powod). Pamietam, ze moj maz mial pozniej jeszcze rezonans i chyba zalatwili to w ciagu tygodnia. Takze tutaj nie moge narzekac. Glowna przyczyna tego, ze musialam dlugo czekac na wizyte u specjalisty jest taka, ze ten specjalista jest dosc daleko zabukowany... Na konsultacje z nim trzeba czekac czasem rok, wiec nie jest zle, ze ja mam ja juz za kilka dni, a czekalam chyba 4-5 mcy.

      Delete
  4. Ciesze sie, ze sie odezwalas. Wyobrazam sowie jaki ogromny ciezar psychiczny nosilas w sobie, nie ma nic gorszego od niepewnosci. Najwazniejsze, ze teraz masz informacje i mozesz zaczac dzialac. Trzymam kciuki z calego serca!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję, Kochana! To prawda, było okropnie zyc w tej niepewnosci. Mialam sie nie stresowac, a jednak niepewnosc nie dawala mi czasem spac w nocy, ale przynajmniej juz wiem co jest i moge działac. Na efekty bede musiala BARDZO dlugo czekac, ale zamierzam scisle trzymac sie diety, zalecen i leczenia.

      Delete
    2. Ja rowniez jestem goraca zwolenniczka powiedzenia "jestes tym co jesz". Obie wiemy, ze w USA nie jest latwo o zdrowe, nieprzetworzone produkty... Teskni mi sie za workiem ziemniakow z polskiego warzywniaka. Tyle sie mowi o miesie, nabiale glutenie, ze czlowiek moze zwariowac! Powodzenia! Dasz rade!

      Delete