Tuesday, August 27, 2013

Czego nie lubię w USA...

Zazwyczaj pisze na blogu o tym, co mi się tutaj podoba, co zwiedziłam, co zobaczyłam... wiecie... te wszystkie piękne widoki, mili i uśmiechnięci ludzie, wzajemna życzliwość, tolerancja (bo jeszcze nie spotkałam się z nietolerancja, więc dajcie mi tutaj trochę czasu ;)), ale dziś będzie o drugiej stronie medalu i może, w zależności o Waszego celu przyjazdu tutaj, część z Was jeszcze raz przemyśli sprawę i zastanowi się czy USA to naprawdę taki raj na Ziemi jak sobie czasem wyobrażamy.

Zdecydowałam się napisać ten post po tym jak dostałam kilkanaście maili o treści "Czy tam (w USA) jest naprawdę tak cudownie?" Ciężko mi wtedy odpisać w jednym paragrafie wszystkie negatywne strony, które tutaj widzę, ale teraz będę mogła odesłać zainteresowanego do tego posta. 

Oczywiście spora liczba osób zapewnie powie Wam, że do USA wciąż opłaca (jeśli myślimy o emigracji jako o sposobie na lepsze życie patrząc przez pryzmat dóbr materialnych) się emigrować oraz, że życie wciąż jest na wyższym poziomie niż w Polsce. Może się czasem nie przelewać, ale też nie trzeba odliczać do pierwszego, a i na jakieś zachcianki wystarcza. Bywa różnie. W USA widzę i ogromne, bogate domy i biedę, albo nawet skrajne ubóstwo. Nawet nie muszę za bardzo wychylać się poza ogrodzenie swojej gated community, żeby dostrzec kilka naprawdę ubogo wyglądających domów - takich z rozlatującym się dachem, zaniedbanym gankiem, zardzewiałym samochodem pod wiatą, która stanowi garaż, widze też ludzi bezdomnych i żebrzących przy ruchliwych ulicach lub w parkach. Może się wydawać, że to USA już nie jest krainą mlekiem i miodem płynącą jak jeszcze kilkanaście lat temu, ale wciąż są ludzie, którzy chcą tutaj przyjechać, bądź też już się tutaj osiedlili, bo emigracja nie była związana tylko z lepszymi zarobkami, ale np. z klimatem (to ja - bo lato trwa w np. NC dłużej niż w PL, a zimy nie są mroźne;)), kulturą, a innym po prostu podobają się tutejsze miasta, wsie, wybrzeża czy góry i chcą z nimi obcować na codzień i taki był cel ich przeprowadzki. Owszem, zgodzę się z tym, że USA wciąż daje szanse na poprawienie standardu życia, ale pod warunkiem, że ...

1. Nie zachorujesz na jakąś ciężką chorobę, bądź też nie przdarzy Ci się jakiś wypadek, który mógłby spowodować, że będziesz musiał przejść kilka/kilkanaście czy więcej operacji, albo co gorsza zostać na jakiś dłuższy czas w szpitalu. Amerykańska służba zdrowia potrafi zrujnować człowieka jeśli nie ma się dobrego ubezpieczenia. A nawet z ubezpieczeniem czasem koszty potrafią przyprawić o zawał serca. Przykład? Gdybym nie miała ubezpieczenia, za kanałowe leczenie zęba zapłaciłabym jakieś $1200 czy 1300. Ubezpieczenie na szczęście obcięło tę kwotę do ok. $350. Wciąż jednak dużo, prawda? Mam jednak nadzieję, że będę mogła cieszyć się dobrym zdrowiem przez całe swoje życie. Staram się o to dbać ćwicząc i dobrze się odżywiając (tak, tak, wiem, że pokazuję Wam na blogu różne pączki i serniki, ale wierzcie mi, że pozwalam sobie na nie tylko w weekendy i w bardzo małych ilościach np. 2 pączki na cały weekend lub 2 kawałki sernika). Tak więc tym, którzy mieszkają w USA życzę dużo zdrowia. W skrajnych przypadkach, kiedy wiecie, że leczenie będzie horrendalnie drogie, myślę, że dobrym pomysłem jest tymczasowy przyjazd na prywatne leczenie do Polski... problem jednak pojawia się wtedy, kiedy w USA mamy stałą pracę.

2. Studia... Pewnie większość z Was wie, że aby studiować w USA trzebaby wychodować jakieś drzewo dolarowe, bo inaczej to można się albo zadłużyć, albo hmm... zdobyć dobre stypendium, które pokrywałoby koszty nauki. Ja aplikowałam o stypendia, ale niestety jeszcze żadnego nie dostałam gdyż jestem z moją szkołą za krótko. Żeby dostać stypendium muszę mieć conajmniej 15 kredytów, a ja mam 11, więc spróbuję w nastepnym semestrze. Anyway wracając do kosztów -  za każdy kredyt w mojej szkole musiałabym zapłacić $699 żebym dobrnęła do Bachelor's Degree muszę mieć 120 kredytów, czyli zostało mi jeszcze (mam już 57 = 46 kredytów z zaakceptowanych kredytów z ewaluacji plus 11 zdobytych na uniwersytecie na którym studiuję) 63 i teraz 63 x 699 = 44,037. Na szczęście dla military students cena za kredyt wynosi $250, co znacznie ją obniża więc wychodzi 63 x 250 = 15, 750. Ale to nie wszystko jeśli chodzi o studia, bo do tego musimy dodać opłaty za książki. W ostatnim semestrze za książki zapłaciłam magiczną sumkę (żeby Wam tutaj nie skłamać, to sprawdzę...) $394 za same książki plus ponad $100 za przybory do Biology Lab 102, co daje jakieś $ 500 (przy czym nie wszystkie książki były nowe). Oczywiście możecie znaleźć o wiele tańsze i też dużo droższe studia w USA, ja podaję tylko i wyłącznie swój przykład. Studia są świetne, jednak ceny mi się absolutnie nie podbają.

3. Brak publicznego transportu. Tak, wiem w takim np. Nowym Jorku działa sobie sprawnie metro przez co spora liczba mieszkańców nie potrzebuje samochodu by dostać się do pracy. Ale te okolice w których ja mieszkam i mieszkałam (najpierw w Maryland a teraz w Północnej Karolinie) już nie mają tak dobrze rozwiniętego transportu. Owszem są jakieś tam autobusy, które sporadycznie sobie odjeżdżają, ale czasem jak człowiek gdzieś pojedzie, to nie wiadomo czy wróci ;) Kiedyś planowałam wycieczkę ze swojej małej miejscowości w Maryland do Washington D.C. i co się okazało? Samochodem ten dystans pokonałabym w 50 minut w jedną stronę, natomiast korzystając z transportu publicznego miałabym kilka przesiadek i cała podróż zajęłaby mi ponad 3h!!! Nie mówiąc już o powrocie. Czyli jak widzicie... zwyczajnie się nie opłaca. Co więcej... z komunikacji miejskiej w takich malutkich miejscowościach jak moja korzystają też różne podejrzane typy, więc taka podróż nie jest też do końca bezpieczna. Z jednej strony szkoda, że transport publiczny nie jest tak dobrze rozwinięty jak w Europie, ale z drugiej zaś strony stoi za tym pewna ideologia, którą Marek Wałkuski w swojej książce "Wałkowanie Ameryki" bardzo trafnie uzasadnia, także odsyłam do lektury ;)

4. Recykling... W poprzedniej miejscowości w której mieszkaliśmy mieliśmy specjalne kosze do segregowania odpadów. Teraz nie mamy żadnego w promieniu chyba kilku mil. Staram się więc jak mogę najepiej wykorzystać materiały wtórne samodzielnie np. kolekcjonuję kartony, które później wykorzystuję do przesyłek, kolekcjonuję puszki, które później wozimy do automatów, gdzie można je wrzucić i dostać w zamian punkty, które później możemy wykorzystać w sklepie. Torby foliowe z supermarketu wykorzystuję do pakowania tego, co mój kot zostawia w kuwecie ;) (mamy nakaz pakowania takich rzeczy w podwójne worki, więc wykorzystuję do tego worki z marketów). Ale też żeby tych worków dużo nie przybywało, to zaopatrzyłam się w kilka ekologicznych płóciennych toreb, które możemy wykorzystywać podczas ponownych zakupów. Tak, wiem, że są miejsca w USA, gdzie recykling działa bardzo sprawnie, u mnie niestety kuleje, więc muszę sobie jakoś radzić w inny sposób :(

5. O ile Amerykańskie drogi są ogólnie mówiąc w dobrej kondycji, a i przemieszczenie się 100 mil dalej zajmuje czasem nieco ponad 1 h poprzed dobrze rozwiniętą sieć autostrad, to na kierowców w tych stanach w których mieszkałam mogłabym sobie ponarzekać. Notorycznie zdarzają się przypadki, że ktoś skręca, zmienia pas ruchu bez użycia migacza. Przecież to taka bezużyteczna pierdoła, nie?

6. Niedobry chleb. Śmierdzi jakimś cukrem, karmelem czy innym słodkim g..... . O dobry chleb tutaj bardzo trudno, chyba, że ktoś mieszka w NYC i ma pod nosem polską piekarnię, to zazdroszczę! ;) Próbowałam jednak kilka rodzajów chleba z różnych marketów i za każdym razem kręciłam nosem, bo nie ma chrupiącej skórki, bo jest jakiś dziwnie słodki, bo taki owaki. Całe szczęście, że w USA mam dostęp do wielu kuchni z całego świata, więc zapominam o ich chlebie. Tak czy inaczej, polski chleb wymiata, koniec i kropka ;)

7. Klimatyzacja w marketach - klima jest tutaj wszechobecna i bywa, że czasem uciążliwa :( Szczególnie wtedy, kiedy na dworze słońce przypieka, termometry wskazują 39 stopni C w cieniu, a Wy zakładacie krótkie gatki i bluzki bez rękawów i tak wybieracie się na zakupy. Wchodzicie do marketu i co? ... i przechodzą Was ciarki z zimna. Doskonały przepis na przeziębienie :P

Uff, póki co to tyle. Chciałabym jedynie dodać, że piszę z własnego doświadczenia oraz, że nie musi to wszystko dotyczyć każdego jednego stanu. Stany Zjednoczone sa naprawdę zbyt ogromne i zbyt różnorodne, żeby sobie ot tak generalizować jakie to one są po dwutygodniowej wycieczce na np. Florydzie czy innej Kalifornii ;) Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego jak daleko jest np. Północna Karolina od Nowego Jorku, przez co często dostaję pytania takie jak "Często bywasz w NYC?" ... Tak, wpadam tam co weekend, w końcu to tylko 9h jazdy autem ;) To trochę tak jakby zapytać Polaka mieszkającego w Polsce czy często bywa w Paryżu ;), dlatego wstawię poniższy obrazek, żeby pokazać tę różnicę w wielkości w tej samej skali - USA a Polska:

Widać różnicę?

43 comments:

  1. Polski chleb sni mi sie po nocach.

    ReplyDelete
  2. Do chleba to oczywiscie laduja corn syrup - jak zreszta do wszystkiego innego tez. Ja rozwiazalam to kupujac wlasny wypiekacz do chleba - prosty i pyszny :) Pozdrowienia z Waszyngtonu. Ola

    ReplyDelete
    Replies
    1. O tak, corn syrup można znaleźć nawet w ketchupie czy musztardzie ;) fuj! Też mam wypiekacz własnie od jakiegoś tygodnia czy dwóch i przynajmniej wiem z czego ten chleb jest :D faktycznie wychodzi bardzo dobry!

      Delete
  3. Wydaje mi się, że wszystko zależy od człowieka. A wiadomości, które dostajesz to pewnie efekt ciekawości :) Ludzie są ciekawi, jak się żyje w USA, czy są większe możliwości rozwoju, zdobycia lepiej płatnej pracy. Piszesz ciekawe rzeczy o Stanach, to i Ciebie pytają :)
    Rozumiem, że jakby Cię ktoś pytał, to odradzasz przyjazd? (nie piszę o sobie, bo nie mam na to nawet szans! no chyba, że na wycieczkę ;)
    Jeżeli chodzi o studentów, w Polsce słyszy się, że jest tylu magistrów, a lądują na bezrobociu. A jak jest w Stanach, o ile masz takie informacje? dużo osób studiuje? skoro te studia takie drogie? pytam z ciekawości. W Polsce w dzisiejszych czasach studentem może być każdy, zaliczać przedmioty o których nie ma bladego pojęcia. Brakuje zawodów, bo to takie niemodne! :)
    Służba zdrowia.. bardzo często czytam, że w Stanach jest drogo. W Polsce za to zabierają Ci na NFZ, a żeby dostać się do lekarza specjalisty musisz czekać nawet parę miesięcy, a choroba nie poczeka. W efekcie idziesz prywatnie i też musisz zapłacić. Ale to chyba wiesz.
    Nigdzie nie jest kolorowo, ważne, by się nie poddawać.
    Nigdy nie byłam w Stanach, to nie wiem, jak jest ;) A powiedz, czujesz, że jest Ci tam dobrze, to Twoje miejsce na ziemi? :) jesteś pewna, że nie wrócisz do Polski? Albo nie wyjedziesz do innego ciepłego kraju? :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. NIE, NIE, NIE! ABSOLUTNIE NIE ODRADZAM PRZYJADU TUTAJ! Ten post miał za zadanie pokazać jedynie tę gorszą stronę, którą też trzeba rozważyć zanim się jakiś człowiek nastawi na to, że przyjedzie do USA i już życie stanie się sielanką czy jak zwał tak zwał.
      USA ma swoje gorsze strony tak jak i Polska, ale jest przecież mnóstwo pozytywnych stron o których cały czas piszę na blogu. Nigdy bym nikomu nie odradzała przyjazdu do USA, bo mi się tutaj pomimo powyższego bardzo podoba i nie wyobrażam sobie teraz mieszkać gdzie indziej (może tylko w innym stanie czy mieście w USA ;) ). Uwielbiam ten kraj, ale chciałam pokazać, że życie tutaj nie składa się z samych pozytywów, że są pewne trudności, których nie da się przeskoczyć itp.
      Póki co jest mi tutaj bardzo dobrze i odkąd tu przyjechałam to nie myślałam w ogóle o powrocie do Polski, bo USA to było zawsze moje marzenie. Nie wykluczam, że mogłabym się po kilkunastu latach przeprowadzić do np. innego kraju (np. Australia) jeśli coś mi się odmieni, ale póki co się nie zanosi ;)

      Co do studiowania w USA, to nie wiem jak wiele osob studiuje, ale jesli sie uczy to zwykle bierze pożyczki, albo rodzice danego studenta oszczedzaja cale zycie na studia dla niego, albo maja stypendium, ktore pokrywa koszty nauki, albo studiuje i pracuje itp. roznie bywa. Studia sa jednak zupelnie inne niz w PL, nie ma przedmiotow "zapychaczy" czyli takich bezuzytecznych, bardzij podporzadkowane sa pod rynek pracy, ale wszystko zalezy od czlowieka, jego determinacji, zaradnosci. Ja gdybym zaakceptowal oferty pracy ktore mi oferowano, to pewnie teraz bym pracowala. Niestety poki co dostaje propozycje z innych stanow, a nie moge sie przeprowadzic, bo mieszkalabym sama, a w malzenstwie takie cos nie ma sensu, prawda? ;)

      Delete
    2. Rozumiem, że nie odradzasz :) Chyba w lutym trafiłam na Twojego bloga, przejrzałam chyba wszystkie posty :)
      Masz rację, rozłąka w małżeństwie nie jest na pewno wskazana!
      Ale popatrz, czemu tyle osób pyta się Ciebie o życie w Stanach, czy jest tak pięknie i kolorowo. Spójrzmy chociaż na YouTube, czy blogi Polek mieszkających w Stanach. Wszystkie rzeczy przecenione o ponad połowę, piękna pogoda, sklepy z tanimi gadżetami, kosmetyki znanych marek, wszędzie promocje, obniżki, kupony, tania elektronika ...itd :D rozumiesz, o co mi chodzi? U nas tego nie ma. Nikt w filmiku nie powie, że ma (jeżeli ma) problemy finansowe, z ubezpieczeniem, itp. A jeżeli nawet, to my nie chcemy tego widzieć, bo tam i tak jest pięknie! ;)Dochodzi do nas taki przekaz i wizja USA gotowa :)
      Stany też kiedyś były moim marzeniem, ale jedno to marzenia, drugie to rzeczywistość. Nie mam prawie żadnych szans na legalne podjęcie pracy w USA, napisałam prawie, bo wygranie loterii (i co dalej?!)to takie właśnie prawie, ale bardzo znikome.. :) Teraz, kiedy mam własną rodzinę to już wogóle. A nawet jakby to za darmo nic nie rozdają :) Chociaż może kiedyś udamy się chociażby na wycieczkę.
      Bardzo lubię czytać Twojego bloga, zdjęcia z kanionu mnie urzekły! trzymaj się ciepło i pisz w miarę czasu :)

      Delete
    3. Rozumiem, że zakrzywiony obraz USA może wynikać z np. naoglądania się kanałów Polek w USA. Sama, kiedy oglądam ich filmiki to myślę sobie, że one mieszkaja w prawdziwym raju wolnym od problemów i trosk. Dziewczyny sa uśmiechnięte, szczęśliwe, kupuja mase atrakcyjnie przecenionych ciuchow i kosmetykow itp., ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że gdyby mialy jakieś problemy, to przecież by się tym nie dzieliły z 50 tys widzów czy ile one tam maja, bo po co? Ja tez sie na swoim blogu nie zwierzam z tego jakie mam problemy, bo nie chce zwyczajnie. Nikt nie lubi mowic o swoich niepowodzeniach. Z reszta ja uwazam, ze najlepsze rozwiazanie problemu, ktory nas trapi, to nie rozmawiania o tym z nikim z zewnatrz i zalatwienie wszystkiego z najblizszymi.

      Bardzo dziekuje i bardzo sie ciesze, ze podobaja Ci sie zdjecia. Wlasnie odkladam na nowy aparat, ktory tez bedzie krecil filmiki, wiec po jakims czasie mozecie sie spodziewac, ze moj kanal youtubowy ruszy ;)

      Delete
  4. bardzo ciekawe informacje. Znów wybrałam się w podróż dzięki Twoim słowom ;)

    ReplyDelete
  5. Fajny tekst! Pracowałam w Północnej Karolinie w ramach Work & Travel, koleżanka, z którą wtedy byłam wyjechała na stałe do USA (wyszła za mąż) - i część z tego, co opisałaś, znam z jej przekazów. Pozdrawiam, Martyna

    ReplyDelete
  6. A możesz uchylić rąbka tajemnicy, co mniej więcej mówi Wałkuski?

    Fajnie, że masz do Ameryki takie zdroworozsądkowe podejście :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. O wolności jaką daje Amerykanom posiadanie własnego samochodu. Można skojarzyć to też z tymi długimi, pustymi drogami prowadzącymi przez pustynię, które przedstawiane są jako symbol wolności :) Naprawde zachecam do przeczytania ksiazki :) Pobudza do myslenia i czlowiek dostaje innego spojrzenia na USA :)

      Delete
  7. Eh... te ubezpieczenia w USA to jakaś kpina.
    Wgl. koszty leczenia masakra. Ciekawe co mają zrobić starsi ludzie którzy są na emeryturze. A studia to też ściągają tyle kasy że masakra...
    Ogólnie nic specjalnie nie mam do USA, ale irytują mnie ludzie którzy jarają się tym krajem jakby to była kraina miodem i mlekiem płynąca.
    I myślą że jak wyjadą to już mają raj na ziemi.
    Dobrze że dodałaś ten post, może co niektórym to rozświetli umysł.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No coz... taki byl moj cel. Codziennie dostaje kilka maili od naprawde najaranych na ten kraj osob, ktorzy pytaja mnie czy tam naprawde jest tak pieknie, cudownie, rajsko, no to zdecydowalam sie w koncu cos napisac o negatywach.

      Delete
  8. Dużo słyszałem na temat ubezpieczeń a dobrze wiedzieć jeszcze więcej :)
    Post bardzo rozbudowany i ciekawy bo pisany przez kogoś kto doświadcza tego wszystkiego więc wiarygodny :-)
    Pozdrawiam serdecznie Paweł Zieliński

    http://twojwybortwojaprzyszlosc.blogspot.com/

    ReplyDelete
  9. Ha pkt. 4 wypisz wymaluj nasi kierowcy - włączenie kierunkowskazu jest jednoznaczne ze zdradzeniem swoich zamiarów, a to przecież ściśle tajne :)
    Fajnie, że pokazujesz także inną stronę Stanów.
    To także moje marzenie, ale obawiam się, że poza sferę marzeń nie wyjdę, bo na wycieczkę nie chcę, aby mnie potem tęsknota zabiła, a na stałe nie mam szans.

    ReplyDelete
    Replies
    1. To jest albo 'scisle tajne' albo 'tak oczywiste, ze sie wszyscy domysla' ;)
      Sa rozne drogi prowadzace do USA, jedne bardziej kręte od innych niestety...

      Delete
  10. Zgadzam się praktycznie z każdym punktem. Zdrowie - nawet z ubezpieczeniem można pójść z torbami, bo okaże się np. że ubezpieczenie pokrywa 100%, ale "reasonable fees" a szpital kasuje więcej niż to "reasonable" wynosi i za resztę płacimy z własnej kieszeni. A reszta często oznacza jeden nowy samochód dziennie. Studia - moja córka od ponad roku studiuje na UCF i jak na razie kwoty są niewielkie (rzędu $4K rocznie - dostaje stypendium pokrywające sporą część kosztów), o tyle jak pójdzie na medycynę to kwoty wzrosną bardzo gwałtownie (najtańsze studia medyczne to $100K, przyzwoita szkoła to około $250K). Transport publiczny - nie wiem, i tak bym nie używał lokalnego. Za to dalekobieżny w USA jest świetny - wszędzie latają samoloty, na każdym lotnisku można wynająć samochód w przyzwoitej cenie. Recycling - nie narzekam, u nas jest świetnie zrobiony - do recyclingu oddaję mniej więcej 90% śmieci, w sumie tylko piasek po kocie i stare jedzenie idzie na hałdę. Drogi - przenieś się na Florydę to zobaczysz co to znaczy jeździć wśród 80+ letnich kierowców ;) Kierunkowskazów nie używa nikt, czerwone nie oznacza że ktoś nie pojedzie, znak stopu uważany jest za "nieznacznie zwolnij". Chleb - jest wybór, można puić syf, można też kupić taki jak w Polsce, tylko czasem trzeba kawałek pojechać.

    Dla mnie największym "nie nie" tego kraju jest natrarczywe chrześcijaństwo pchające mi się do domu wszelkimi dziurami. Ale i tak w porównaniu z Polską to tutaj jest pod tym względem znacznie normalniej.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zgadzam sie. Dalekobiezny jest bardzo dobrze rozwiniety, ale w koncu to ogromny kraj, Polska jest mniejsza od Kalifornii, wiec tutaj samoloty i wypozyczalnie aut sie dobrze sprawdzaja :)
      Ech, nic mi nie mow o studiach, bo ceny potrafia zrujnowac niestety. Nie wyobrazam sobie placic za cale studia ok 90 K tak jak by to wyszlo gdybym miala zaczynac tak konkretnie od poczatku na mojej uczelni i jako np. non-military student.

      A jesli chodzi o emerytow za kółkiem, to powiem Ci, ze dziadek mojego meza, ktorego ostatnio odwiedzilismy w Arizonie ma 95 lat i wciaz jezdzi!

      No wlasnie, za chlebem trzeba kawalek pojechac... w moich okolicach szukalam dobrych piekarnii, ale kazdy zakupiony chelb mial cos nietak, wiec sie wkurzylam i kupilam wypiekacz :D

      Natarczywe chrzescijanstwo? Mowisz np. o ludziach, ktorzy cie w sklepie potrafia zatrzymac i zapraszac na msze i rozdawac jakies ulotki itp? Mi ostatnio spamują tez skrzynke na listy. Co nie zajrze, tam sam Jezus zostawil mi listy ;)

      Kilka dni temu dostalam listy, ktory wydal mi sie wrecz obrzydliwy ze wzgledu na wykorzystanie wizerunku Jezusa po to zeby sprzedac jakis dywan na ktorym masz sie modlic i ponoc ten dywan tez uzdrawia i powoduje, ze bedziesz mial wiecej kasy i oczywiscie kilkanascie stron tego spamu bylo o tym jak to ludzie sie wypowiadaja ile to nie wygrali w loteriach badz tez jaka to kasa na nich nagle spadła ;)

      Delete
  11. Zgadzam sie ze wszystkim co napisalas! Ja tez nie znosze amerykanskiej ciastoliny, ktora oni nazywaja chlebem, czasem kupuje polski chleb w Chicago, udalo mi sie tez znalezc calkiem niezly chleb w Whole Foods. Ale cena powala i pozwalam sobie na taki zakup tylko raz na jakis czas. Od siebie dodam jeszcze, ze o ile na poczatku podobala mi sie serdecznosc Amerykanow, to szybko okazalo sie, ze wielu z nich jest bardzo szcztucznych i nieszczerych. I rzadko mozna na nich liczyc, no chyba ze obiecasz im pizze i piwo, sami z siebie nie sa zbyt chetni do pomocy.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dlatego ja zakupilam sobie wypiekacz do chleba. Moze to nie jest polski chleb, ktory na jednej z amerykanskich stron internetowych widzialam za $6 !!!, ale przynajmniej wiem co zawiera jego sklad i powiem nawet ze jest calkiem niezły i wcinamy codziennie na sniadanko i kolacje :)

      Delete
    2. a jesli chodzi o nieszczerych czy nieuczynnych amerykanow, to jeszcze sie z tym nie spotkalam. Akurat to czy ich usmiech jest udawany czy nie to mi tam wisi, dla mnie wazne, ze mnie nikt nie doluja swoim zlym humorem;)

      Delete
  12. Sprawdz czy w NC nie ma program stypedialnego podobnego do Florida "Bright Futures", musze przyznac,ze jestem zdziwiony,ze masz takie slabe ubezp. medyczne.Ja mam lepsze na mojej stanowej emeryturze.
    (State of Connecticut retirees employees medical plans) Hello Marek z okolic Orlando, jaka to szkola medyczna jest za $100K ? farmacja na UF jest $30K ++ w sumie $50K/rok,wiem bo płace. A kamer na skrzyzowaniach u was nie ma ? I za przejazd na czerwonym na SE kasuja $158.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja mam darmowe leczenie z racji przynaleznosci do armii. Jedynie za dentystow place wiec nie jest tak zle. ;)

      Delete
    2. Witam, a jak się to ma do zarobków?? Bo w Polsce potrącają mi z pensji 9% na ubezpieczenie zdrowotne+2,45% ubezpieczenie chorobowe+ubezpieczenie wypadkowe (zależnie o rodzaju pracy) od 0,67% do 3,86%, ale o leczeniu zębów w ramach NFZ można pomarzyć, leczenie kanałowe też kosztuje majątek, aparat na zęby dla dziecka ok. 2tys. PLN + każda wizyta u dentysty płatna 100-200 zł. Dobry ginekolog - wyłącznie prywatnie, w ciąży wizyty miałam średnio co 3-4 tyg. - za każdym razem 130 zł + badania (krew itp) też wyłącznie prywatnie, jeśli ginekolog prywatnie, przeważnie 100-300 zł. Okulista - wyłącznie prywatnie. Zresztą nie będę wymieniać specjalistów, bo do każdego są wielomiesięczne (a czasem kilkuletnie - to nie żart) kolejki, więc jak coś bardzo dolega, to i tak się płaci. Dalej - szpital - owszem darmowy, ale żeby się dostać trzeba "dać w łapę". Jeśli się teraz ktoś oburzy to mogę ze szczegółami opowiedzieć jak chorował na raka mój ojciec - i jak był leczony, bez skutku niestety. Moja mama, która przez lata miała problem, żeby dać komuś w podziękowaniu czekoladę, doszła do perfekcji we wręczaniu kopert.
      Studia u nas pewnie nie są tak drogie jak w Stanach, ale w Stanach to chyba rodzaj inwestycji, a u nas?? na Państwowej uczelni, którą skończyłam zaocznie, a więc studiowałam w weekendy, a w tygodniu pracowałam na pełnym etacie, zarabiałam wtedy 1600 zł "na rękę", a za semestr płaciłam 2500 zł (początkowo, bo później opłata wzrosła) - do tego dojazdy, noclegi i wyżywienie, książki, kserokopie - efekt: do 25 roku życia byłam na garnuszku rodziców, pomimo, że cały tydzień chodziłam do pracy. A studia w Polsce nie oznaczają, że znajdzie się dobrą pracę - w niektórych regionach Polski, to nie oznacza nawet, że znajdzie się jakąkolwiek pracę.
      Dalej: ubezpieczenie emerytalne - 19,5%, rentowe - 13 % i ciągłe informacje, żebyśmy oszczędzali sami na nasze emerytury, bo ZUS nie ma pieniędzy, więc nie wiadomo, czy kiedyś jakąś emeryturę dostaniemy.
      Pisze to, bo ciągle słyszę, że w Stanach ubezpieczenia są wysokie, a i tak trzeba za leczenie płacić. Czy ubezpieczenie w Stanach faktycznie jest droższe od tego naszego, które opisałam powyżej? Wydaje mi się, że jeśli nie porównywalne to może nawet niższe, a poza tym jeśli lekarz się pomyli i zoperuje komuś nie to kolano, co trzeba (informacja z dzisiejszego Teleekspresu), to w Stanach ubezpieczenie zapewni takiej osobie godziwe odszkodowanie, w Polsce co najwyżej można zapisać się do kolejki oczekujących na operację drugiego kolana... Pozdrawiam

      Delete
  13. Sprawdz czy w NC nie ma program stypedialnego podobnego do "Bright Future" jaki jest na Florydzie dla undergraduates.jestem b.zdziwiony,ze masz takie slabe ubezp.med. Ja bedac emerytowanym pracownikiem Stanu Connecticut mam platne wszystko w 100%,poza wizyta u lekarza za $5/recepta
    generic $3/ brand $6.Hello Marek z okolic Orlando,ktora to szkola medyczna jest za $100K ? UF - farmacja $30K ++ w sumie $50K/rok wiem bo płace. A na skrzyzowaniach nie ma u was kamer jak na SE I za przejazd na czerwonym kasuja $158.

    ReplyDelete
  14. Polecasz jakiś dobry film o szkole w USA? Bardzo przyjemny blog ^^

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie znam żadnego filmu, ale znam kilka filmików na youtubie gdyby Cie to interesowalo. zarowno o high school i niżej jak i uni/college.

      Delete
  15. Ceny leczenia stomatologicznego w USA zawsze mnie... zatykają ;) $350 za ząb z jednym czy z dwoma lub trzema kanałami?

    ReplyDelete
    Replies
    1. To trochę mniejsze zatkanie ;) Ale zawsze można skorzystać z "podziemnego wiercenia" za ułamek ceny ;p Ponoć wielu lekarzy bez licencji organizuje sobie takie nielegalne gabinety...? (tak jak u nas np. lekarze z Ukrainy ;))

      Delete
  16. Dzięki Twojemu blogowi miałam lekturkę na całe rano. Czekam na kolejny wpis :)

    ReplyDelete
  17. Zgadzam się co do wszystkiego :) Nie jestem ubezpieczona, choruję na astmę - leki - ponad 500$ dawka miesięczna. Tragedia.
    Chleb - pieczemy sami. A raczej piekliśmy, bo teraz od miesiąca (po przeprowadzce) nie możemy się doczekać aż firma naprawi piekarnik!
    Transport - mieszkamy w Oklahomie i bez samochodu ani rusz. Nigdy nie sądziłam, że będę mieszkała w mieście bez publicznego transportu. Nawet mi nigdy przez myśl nie przeszło, że takie miasta są. No i teraz niestety muszę jeździć (nie jeżdżę, mąż mnie zawozi i odwozi do pracy, ale to ma sporo negatywnych stron), czego nienawidzę.
    Studia- tu liczę na męża i na to, że będzie na tym uniwersytecie pracował ;) Inaczej - koszt 20tyś. dolarów rocznie.
    Recycling - nie mamy specjalnych koszy, sami musimy zawozić rzeczy do przetwórni (nie jest to wymagane przez prawo, ale ja staram się żyć ekologicznie). Na szczęście koło naszego kościoła są pojemniki więc w niedzielę można zawieźć makulaturę i plastik :) Nigdy nam się to jednak nie udało - wciąz zapominamy, a góra gazet (prenumerujemy lokalną gazetę codzienną) rośnie :)
    Ja jeszcze nie lubię dostępności produktów - często się wściekam i mówię, że jak chcesz zjeść coś europejskiego to nie ma prawie szans, w sklepach jest wszystko, o ile chcesz jeśc jak tradycyjny amerykanin. Niestety ja nie chce, więc zamiast tyć (co by się przydało - rozmiar 00-2), to tracę na wadze. Nie mogę znaleźć agrestu, porzeczek, innych owoców, które mogę jeść, warzywa też tylko niektóre (ale tez i takie, których nie znałam, jak okra).
    W kosmetykach i produktach żywnościowych jest sporo chemii. Znów - wielki minus wg mnie. Jestem uczulona na kremy, które stosowałam w Polsce, co oznacza, że skład jest inny.
    Pewnie znalazłoby się jeszcze sporo takich drobnostek, ale po co się denerwować ;)

    ReplyDelete
  18. Sprobujcie dziewczyny chleba z "Panera bread". mimo, ze to sieciowka, chleby maja naprawde smaczne, wloskie piekarnie maja tez smaczne wypieki.
    Wlasnie sie zastanawialam przez dobre 5 minut co mnie sie tutaj nie podoba, hmmmmmm i nie moglam niczego znalezc, chyba za dlugo juz tu mieszkam :)))

    ReplyDelete
  19. Dawno mnie u Ciebie nie bylo, a tu czekal taki fajny wpis ;)
    Ciesze sie, ze dostrzeglas "ciemna strone mocy" :)
    Raj na ziemi nie istnieje, a juz napewno nie w USA.

    Ja mieszkam w bardziej "cywilizowanym" stanie NY, wiec niektore pkty mnie nie dotycza np recycling czy transport.

    Ubezpieczenie medyczne, to ogolnokrajowy problem. Szkoly sa tu rownie drogie, a moze i drozsze.
    Co do kierowcow, wez pod uwage ze wielu z nich to nielegalni z biednych krajow i nigdy wczesniej nie siedzieli za kolkiem. Wiem, straszne to jest, ze sa z nami na tej samej drodze. Nawet sami amerykanie nie posiadaja zbyt duzych umiejetnosc jazdy.
    A Ty zrobilas tu w koncu prawo jazdy?
    Posiadanie wlasnego samochodu naprawde wiele ulatwia i otwiera horyzonty.

    ReplyDelete
  20. A chleb w Whole Foods? Nie wiem czy u Ciebie jest, w paru stanach widziałam. Chleb pycha, taki pieczony u nich za $2,5 chrupiąca skórka, bliziutko mu do polskiego. No i organic. A taki sam tylko z ziarenkami za $4, więc też nie aż tak źle;-) Życzę znalezienia dobrego chleba, bo ja mieszkając w Stanach przez 4 miesiące tęskniłam za polskim chlebem strasznie, więc mogę sobie wyobrazić Twój ból;-)

    ReplyDelete
  21. Ahaha, polski chleb :D Jak byłam we Włoszech, to też zwróciłam na to uwagę, niby było jakieś tam pieczywo, ale raczej "chleb" był bułką, ale też nie taką typową, inne ciasto całkiem :D
    Ubezpieczenia - taaak, słyszałam, znajomy w USA miał z tym problem ;]
    A recycling? obecnie w mojej rodzinnej miejscowości w polsce jest bardzo podobnie (brak kontenerów, uciążliwa segregacja...), natomiast w mieście w polsce mam lepiej :D

    ReplyDelete
  22. Ahaha, polski chleb :D Jak byłam we Włoszech, to też zwróciłam na to uwagę, niby było jakieś tam pieczywo, ale raczej "chleb" był bułką, ale też nie taką typową, inne ciasto całkiem :D
    Ubezpieczenia - taaak, słyszałam, znajomy w USA miał z tym problem ;]
    A recycling? obecnie w mojej rodzinnej miejscowości w polsce jest bardzo podobnie (brak kontenerów, uciążliwa segregacja...), natomiast w mieście w polsce mam lepiej :D

    ReplyDelete
  23. Mam pytanie dot. "kultury amerykańskiej", o której mowa na początku artykułu. Czym się przejawia? Hollywood? Kowbojski kapelusz? Powiem wprost - dla mnie nie istnieje.

    ReplyDelete
  24. Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.

    ReplyDelete