Wednesday, August 7, 2013

Wtorek... czyli notatka z codzienności...

Wiem, dawno mnie nie było, a właściwie co to znaczy, że "dawno" mnie nie było? Chyba raczej "długo" mnie nie było, dlaczego ludzie mówią "dawno" i to sie tak utarło, że wszyscy to powtarzają? Mogłabym powiedzieć, że dawno temu napisałam ostatniego posta, ale dawno mnie nie było jakoś nie brzmi w moich uszch, a jednak też tego używam. Ech, słowa ;)

Dzisiaj był spontaniczny wtorek. Lubię takie dni. Udało mi się wyrwać trochę od książek i na chwilę zapomnieć o nadchodzących egzaminach na studiach. Nie mam dziś już ochoty robić niczego związanego z nauką, głowa mnie boli, więc siedzę sobie na łóżku i piszę posta. 

Pojechałam z kumpelą do kliniki na ultradźwięki. Tak, ja miałam robione to badanie, bo chyba trochę za bardzo wyolbrzymiłam ból w okolicach nerek, ale co tam... niech sprawdzą co i jak ;) Nie wiem nawet czy ból był związany z nerkami czy po prostu coś tam gdzieś w ich okolicach nadwyrężyłam ćwicząc na siłowni, ale powiedziałam gdzie to czułam, nerki są podejrzane, więc niech sprawdzają.

Przy okazji opowiem Wam o takiej śmiesznej sytuacji. Zwykle na jakiekolwiek badania chodzę do kliniki na terenie bazy wojskowej, ale tych klinik jest kilka i jest też szpital. Kiedy umawiałam się na ultradźwięki przez telefon miła pani poinformowała mnie, że na ultrasounds muszę się udać do Radiology on the FIRST FLOOR. I tu teraz takie małe sprostowanie - w amerykańskim angielskim "first floor" oznacza nie "pierwsze piętro", ale "parter". W brytyjskim na "parter" mówi się "ground floor". Pierwsze piętro po amerykańsku byłoby więc "second floor" a po brytyjsku "first floor". Rozumiecie o co chodzi, prawda? No i tutaj przyznam, że czasami troche mi się kićka pomiędzy brytyjskim a amerykańskim z tymi floors. Kiedy usłyszałam przez telefon, że mam iść na "first floor" do Radiology, to od razu pomyślałam o mojej klinice, która kierowała do Radiology na pierwsze piętro. Poszłam więc do kliniki i powiedziałam, że jestem umówiona na ultradźwięki, na co przesympatyczna pani powiedziała, że muszę udać się na oddział Radiology (radiologia, rentgenologia), ale do szpitala, a nie do kliniki. Podziekowałam, wpakowałam się z moją znajomą do samochodu i ruszyłyśmy do szpitala, który był jakieś 5 minut jazdy od kliniki. Zaparkowałyśmy pod szpitalem, znajoma stwierdziła, że pójdzie ze mną, bo nie będzie się smażyć w nagrzanym samochodzie. Okazało się, że znała ona szpital bardzo dobrze, gdyż miała okazję tam bywać częściej niż ja, więc zaprowadziła mnie do Radiology. Kiedy szłyśmy korytarzem cały czas zastanawiałam się dlaczego nie wchodzimy gdzies po schodach na górę albo nie wjeżdżamy windą, tylko chodzimy po tym parterze, aż w końcu gdzieś z zakamarków mojego zagrzanego od słońca mózgu wyłoniła się myśl, że "first floor" to parter, a nie pierwsze piętro :D

Poinformowałam pana w recepcji, że jestem umówiona gdzie i na co, pan poprosił mnie o zajęcie miejsca w poczekalni. Pięć minut później usłyszałam, że ktoś kogoś woła, ale że w poczekalni telewizor był dość głośny, nie usłyszałam, że to moje nazwisko. Obejrzałam się jednak i miła pani je powtórzyła. Zerwałam się z miejsca.

Pani: "Hi, how are you today?"
Ja: "Good, how are you?"
Pani: "Good, come with me to this room."
Ja: "I am sorry, I couldn't hear you the first time you called my name."
Pani: "Oh , it's okay. I get a little shy too because I don't know how to pronounce names."
Ja: "You pronounced mine correctly."

Miła Pani, która chyba pochodziła z Filipin, a przynajmniej taką miała urodę, upaprała mnie ciepłym żelem, zajrzała do nerek i pęcherza, wszystko trwało może z 15 minut i mogłam wyjść. 

Na koniec usłyszałam tylko "Your doctor will call you when he gets the results."

Nie ma się tutaj co pytać pielęgniarek o wyniki badań, bo nie wolno im na to odpowiadać, także nie bądźcie przerażeni ani zdziwieni, kiedy zapytacie pielęgniarkę podczas badania np. USG czy coś jest nietak. Z resztą nawet na niektórych amerykańskich filmach (np. Marley and Me) możecie zobaczyć, że pielęgniarka robi badania, a lekarz przychodzi po to, żeby powiedzieć czy jest ok czy nie i dlaczego.

Po badaniach pojechałyśmy zrobić trochę zakupów żywnościowych i wskoczyłyśmy też do PX, czyli sklepu na terenie bazy, w którym znajdziemy akcesoria gospodarstwa domowego, elektronikę, buty, ciuszki, biżuterię, kosmetyki, artykuły papiernicze itp. Miałam pomysł, żeby kupić jakiś ładny pojemnik do spaghetti, gdyż mam fioła na punkcie organizacji rzeczy w szafkach, żeby wszystko było łatwe do znalezienia, ładnie wyglądało itp. Moją uwagę przykłuły skarpetki Aloe Infused, czyli z dodatkiem aloesu. Niestety ich cena trochę powalała - ok. $12... Stałam więc przy półce i zastanawiałam się czy brać czy nie brać, w końcu podeszła moja znajoma...

K: "You want to take them?"
Ja: "I would like to... but look at the price..."
K: "Oh gosh! Well if you want socks like that I can take you to Walmart, you want?

No i pojechałyśmy do Walmart. To był dokładnie mój trzeci raz w tym ogromnym markecie. Przy wejściu zahaczyła nas babka z banku i tak zagadała moją kumpelę, że ta zdecydowała się założyć konto w ich banku. Myślałam, że czekając 30 minut aż procedury dobiegną końca wynudzę się jak mops, ale miło się rozczarowałam. Babka za biurkiem, sympatyczna Afro-Amerykanka, cały czas się do nas uśmiechała, zagadywała, kiedy dowiedziała się, że jesteśmy z armii, przyznała, że bardzo nam zazdrości podróżowania po Stanach i innych krajach. Mówiła, że szczególnie chciałaby pojechać do Niemiec po to, żeby zobaczyć te małe samochodziki, którymi jeżdżą, na co odparłam, że praktycznie w całej Europie jeździmy takimi samochodzikami, miejsca parkingowe są trochę mniejsze, więc trzeba być wprawionym w parkowaniu :D Na koniec przyznała, że urzekł ją mój akcent, mimo, że nie jest silny, bo tłamszę go i maskuję na wszystkie sposoby, to jednak gdzieś tam jeszcze go słychać ;) Dostaję jednak mnóstwo komplementów na temat mojej wymowy, więc może powinnam odstawić na jakiś czas fonetykę? Przyzwyczaiłam się jednak do codziennych ćwiczeń wymawiania dźwięków na tyle, że chyba weszło mi to na stałe do menu i nie zrezygnuję. W końcu pod tym względem jestem ambitna i staram się, żeby mój akcent brzmiał native-like.

W Walmarcie zaopatrzyłam się w kilka fajnych rzeczy, m.in. organicznego kurczaka ;) Jeśli ktoś z Was zna restaurację Panda Express, to polecam Wam danie chicken and eggplant. Znalazłam w internecie podobny przepis i próbuję go teraz odtworzyć, bo zamawiałam to danie, kiedy mieszkałam w Maryland, a tutaj już nie mam możliwości.

Wracając do skarpetek, w Walmarcie znalazłam te cuda za $2.97!!! Skusiłam się też na ozdobne 2 kulki mchowe $2.97 każda, kulka z gałązek za $2.47, koszyczek za $9, i coś co chodziło mi po głowie już od jakiegoś czasu, czyli wax warmer - udało mi się znaleźć śliczny za $15 oraz wosk za $2.97 = $38.35 + tax. Jeszcze tam wrócę :D (poniżej na zdjęciu koszyczek, i wspomniane wcześniej ozdobne kulki):



Zanim jednak wylądowałyśmy w Walmarcie, zajrzałyśmy do Dollar Tree - tak, nazwa Dollar Tree nie wzięła się znikąd -  wszystko, co tam znajdziecie kosztuje $1. Można było zakupić tam np. mini amerykańskie flagi, kartki na urodziny, jakieś pojemniki, szklanki, talerzyki, akcesoria papiernicze, pasty do zębów Colgate. Ja jednak skusiłam się na maskę na oczy, patyczki do uszu, or tańszy odpowiednik ręcznika do włosów Turbi Twist - microfiber hair towel. Nie wiem jak jeden ręcznik ma się do drugiego, ale może kiedyś wpadnie mi w ręce Turbi Twist i będę mogła porównać.

Poniżej filmik babki, która jest "crazy about organizing", enjoy!



A tutaj zdjęcia produktów, które wspominałam:


Wiem, o pączkach z dziurką nie wspominałam, ale nie mogłam się powstrzymać :D

A tutaj mój wax warmer, czyż nie jest śliczny? :)




Najbardziej mięciutkie i miłe dla stóp skarpetki pod słońcem:


Taki wosk wybrałam dla mojego wax warmera, pachnie słodko:




Maska na oczy za 1$ w Dollar Tree:


Wiem, tego też nie było na liście, ale to są moje ulubione gumy do żucia. Ich smak można czuć naprawdę długo :)


No i ostatni - ręczniczek z Dollar Tree:


Acha, kocia chciała się pokazać :D (na tym zdjęciu pomaga mi w nauce ;))

13 comments:

  1. Czasami lepiej przejść się do większego sklepu bo ceny niektórych rzeczy w małych osiedlowych przyprawiają o ból głowy ;-)
    Pozdrawiam Paweł Zieliński

    http://twojwybortwojaprzyszlosc.blogspot.com/

    ReplyDelete
  2. Świetne jest to Dollar Tree i tak bardzo chcę żeby było w Polsce ;) Sama też uwielbiam organizację i mam bzika na jej punkcie ;D

    Zapraszam ;3
    breath-of-lifee.blogspot.com

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja mam takiego fioła na punkcie organizacji, że średnio raz na tydzień kupuję coś co pomoże mi zorganizować dom, żeby wszystko było łatwo znaleźć i przy okazji było ładnie poukładane :D

      Delete
  3. Sama bym nie wiedziała o tym first floor!

    Szkoda że w PL nie ma takich marketów :(

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja będąc w bostońskim czy nowojorskim hotelu o tym pamiętałam, a tu miałam zaćmienie umysłu jakieś :D

      Delete
  4. Gdy nadszedł pierwszy dzień pracy w US, a w zasadzie koniec pierwszego dnia, wsiadłam do windy i... No właśnie, i nic ;) Szukałam przycisku "0" albo "G" i nie mogłam go znaleźć. W międzyczasie drzwi się zamknęły i winda pojechała do góry ;) Wtedy przypomniało mi się, jak to mój mąż zawsze w Polsce narzekał na parter i olśniło mnie, że powinnam wcisnąć "1" :)

    Co do Dollar Tree - najlepszy sklep ;) Nawet lody mają dobre ;) I chyba jedyny (przynajmniej koło mnie), który mając w nazwie "dollar" faktycznie ma rzeczy za 1 dolara :) Bardzo przydatne teraz, gdy wreszcie wyprowadziliśmy się od siostry męża do "swojego" (wynajętego) domu :)

    Co do wax melters i wosków - polecam Yankee Candle. Często mają promocje, zapachy są cudowne i nieporównywalne z tymi z Walmart czy innych sklepów. Ja mam już zapas wosków na pół roku co najmniej ;) (a jestem fanatyczką granulek zapachowych, wosków i olejków :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja będąc w bostońskim czy nowojorskim hotelu o tym pamiętałam, a tu miałam zaćmienie umysłu jakieś :D Jak sie podoba w nowej pracy?:)

      Tak, w Dollar Tree mozna sie zaopatrzyc w naprawde fajne rzeczy i nie koniecznie złej jakosci :)

      Tak, znam Yankee Candle i bardzo lubię, jednak moja znajoma namawia mnie na Scentsy. Ten wosk z WalMart kupilam tylko po to, zeby wyprobowac dzialanie tego podgrzewacza. Planowalam pozniej kupic cos lepszego :)Tez jestem fanatyczka zapachow do domu, mamy juz kilkadziesiat swieczek :D czas na woski :D

      Pozdrawiam :D

      Delete
  5. Śliczny kotek.<3 Lubię czytać Twojego bloga.;D

    ReplyDelete
  6. No, kocia zawsze rozczula moje serducho <3 A te pączki O.O Ehh, ja już może wyjdę z Twojego bloga, bo źle się to dla mnie skończy :D

    Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Moje także ;) Ona jak na mnie patrzy tymi swoimi oczkami to niczego nie potrafię jej odmówić :D Nawet kiedy nie mam czasu, to muszę znaleźć chwilkę, żeby się z nią pobawic:D
      Pączki całkiem niezłe są :D

      Delete
  7. Hej! Mam pomysł :) a raczej propozycjo-prośbo-wyzwanie :) Na swojego bloga wrzucasz bardzo dużo zdjęć, pojawia się też sporo filmików, jednak - pozwolę sobie na odrobinę subiektywnej prywaty - zamiast oglądać zajęcia z zumby, co myślisz o tym, aby nagrać krótki filmik na którym moglibyśmy usłyszeć Twój angielski?
    Myślę, że większość z Twoich czytelników bardzo chętnie by tego posłuchała. Jak sama wspomniałaś w poście, starasz się maskować swój obcy akcent, do tego przebywasz już w US od dłuższego czasu z tego co kojarzę to studiowałaś także fililogię angielską (wybacz jeśli pokręciłam) :)
    Bardzo jestem ciekawa w jakim stopniu Twój angielski jest już tamtejszy - pytam poniekąd z tego względu, że sama mam opory przed mówieniem, widzę że zwracam na siebie uwagę Amerykanów ze względu na akcent i oczywiście błędy językowe których popełniam całą masę ;)
    Tak więc wnioskuję o post typowo językowy - z przykładowymi wypowiedziami, z akcentem 'polskim' i 'amerykańskim', z praktycznymi poradami jak ćwiczyć wymowę, co robić aby wymawiać lepiej, może znasz jakieś godne polecenia strony/kanały YT/cokolwiek innego :)
    Twój post z pewności zmotywował by nowych i przyszłych emigrantów do ćwiczenia i wymowy i mam nadzieję, że pokazałby że jeśli się ćwiczy, to po jakimś czasie przynajmniej w pewnym stopniu da się ten nasz angielski zamerykanizować :)
    Pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Witaj!

      Juz nawet zastanawiałam sie nad takim filmikiem czy tez nagraniem audio, ale musze dokladnie przemyslec jak to wszystko przedstawic itp. bo tutaj chyba bede musiala wprowadzic niektore osoby do alfabetu fonetycznego, co jest nie lada wyzwaniem. Ale postaram sie zebrac materiał na to, mimo, iz nie obiecuje jak dlugo mi to zajmie, bo nie chcialabym niczego istotnego pominac :)

      Dziekuje za sugestie ;)
      Pozdrawiam! :D

      Delete