Sunday, November 25, 2012

Nowy członek rodziny i pierwsza wizyta u weterynarza

Ta urocza drobinka, którą macie okazję oglądać na poniższym obrazku, to Mitusia - adoptowana kotka. 

Kociaka znalazłam na Craigslists i zdecydowałam się ją wziąć, ponieważ na zdjęciu, które zostało zamieszczone w ogłoszeniu, ten mały kotek wydawał się przestraszony. Pomyślałam wtedy, że może nie jest mu dobrze tam, gdzie przebywa, może ktoś go straszy, krzyczy na niego czy może nawet bije. Natychmiast napisałam wiadomość do ogłoszeniodawcy, że jestem zainteresowana adopcją kota. Tego samego wieczoru dostałam odpowiedź, że kotka jest do wzięcia. Już wiedziałam, że będzie moja. 

Na powitanie nowego lokatora byliśmy przygotowani już na kilka tygodni przed rozpoczęciem poszukiwań. Mieliśmy zakupiony wielki drapak z budkami, doczepionymi myszkami i okrągłym hamakiem. Kupiliśmy też fontannę, która filtruje wodę, dwie miseczki w pasującym kolorze, krytą kuwetę, koci piasek oraz transporter i kilka zabawek. Tak wyposażeni mogliśmy zacząć rozglądać się za pupilem. Nie chcieliśmy specjalnie kotka rasowego, nie chcieliśmy też kupnego z hodowli. Chcieliśmy dać dom takiemu kociakowi, który może tego domu nie znaleźć. Myśleliśmy nad adopcją kota ze schroniska, albo po prostu od ludzi, którzy z jakichś powodów kotka nie mogą zatrzymać. 

I tak oto trafiła do nas Mitusia. Kochana kotka, grzeczna, ale jak na kociątko przystało, bardzo ruchliwa, chętna do zabawy, ciekawa otoczenia, czasem coś podrapie, rozleje, przewróci, ale jako posiadaczka kotów od kilkunastu lat (mamy 4 koty w domu w PL), wiem, że to normalka.

Mitusia staje się jednak prawdziwym kocim aniołkiem, kiedy zasypia na moich kolanach, podczas gdy ja piszę, czytam czy oglądam coś na laptopie przy biurku. Aż żal ją przenosić w inne miejsce, kiedy muszę wstać i zabrać się za robienie czegoś innego.

Tak czy inaczej jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Mitusia jest z nami.

Pewnego dnia Mitusia zrobiła się osowiała i prawie nie schodziła z moich kolan. A jeśli nie spała na kolanach, to spała zawinięta w kocyk. Nie miała ochoty na zabawę. Jadła i piła jednak normalnie. Ale kiedy ją głaskałam, miałam wrażenie, że temperatura jej ciała jest wyższa niż zazwyczaj. Byłam prawie pewna, że może to być gorączka, której przyczyn mogły być tysiące.

Niecałe 8 minut drogi pieszo (!) od mojego domu znajduje się szpital zwierzęcy. Umówiłam się przez telefon na wizytę u weterynarza na 14:00 tego samego dnia - musiałam podać swoje imię i nazwisko oraz opowiedzieć dokładnie co dolega pupilowi. Zawinęłam Mitusię w ciepły kocyk, bo na dworze zaczęło kropić, włożyłam ją do transportera, a sam transporter owinęłam workiem foliowym, żeby ochronić kotka przed deszczem. Po kilku minutach byłyśmy już w Animal Hospital. W recepcji dostałam do wypełnienia kartę, gdzie musiałam wpisać swoje dane oraz informacje o Mitusi -  m.in. jej imię, wiek, rasę (domestic short-haired cat), oraz umaszczenie. Jeśli kotek dostawał wcześniej jakieś szczepionki, leki itp. to dobrze jest zabrać ze sobą jego książeczkę zdrowia czy kartę szczepień czy jakikolwiek inny dokument potwierdzający przebieg jego zdrowotnej przeszłości. 

Po wypełnieniu dokumentu i ustaleniu pewnego planu leczenia, szczepienia itp. gdyż była to pierwsza wizyta u weterynarza w życiu mojej Mitusi, przeszliśmy do pokoju w którym kotka została zważona. Po ważeniu, asystentka weterynarza gdzieś zniknęła, a za chwilę pojawiła się inna, jak mniemam, asystentka, która stwierdziła dotykając Mitusię, że nie powinna mieć gorączki, bo ma chłodne uszka. Wyjaśniłam jednak, że uszka może mieć chłodne, ponieważ była kilka minut na dworze. Asystentka pobrała jedynie próbkę kupy (mam nadzieję, że nikogo nie razi to słowo ;)) kotka, żeby sprawdzić czy mała nie ma pasożytów i zniknęła. Za chwię do pokoiku weszły dwie nowe asystentki i zbadały Mitusi temperaturę - faktycznie miała gorączkę, bo termometr wskazał 105.6 stopni F, a kiedy zapytałam jaka jest normalna temperatura ciała kota, asystentka odpowiedziała, że tak mniej więcej 100.5 F. Po zmierzeniu temperatury obie asystentki zniknęły i pojawiła się pani weterynarz, która poinformowała mnie o wynikach badań z kupki - tak, kotek ma pasożyty, ale są one typowe dla młodziutkich osobników, więc nie ma się czym martwić, bo zaraz dostanie na to lekarstwo. Pani weterynarz ostrzegła mnie tylko, żebym za bardzo nie przestraszyła się wyglądu odchodów Mitusi, bo może to wyglądać jak makaron, gdyż będą znajdowały się tam wydalone pasożyty. Mnie takie rzeczy nie rażą, a Was? Mitusia dostała też antybiotyk na swoją gorączkę i mogłyśmy zacząć się pakować. Pani weterynarz poinformowała mnie tylko, że kotkowi do jutra powinno sie polepszyć, a jeśli tak się nie stanie to mam z nią biec spowrotem do lecznicy. Na koniec dostałam blaszane pudełko ze środkiem przeciwpchelnym, książeczką ze wskazówkami jak dbać o kota, magnesem w kształcie ramki na lodówkę i kilkoma ulotkami.

Podeszłam do recepcji by zapłacić za wizytę. Dostałam kartę z całą listą szczepionek/leków itp., które Mitusia dostała podczas tej wizyty oraz rachunek na ok $ 107. 

Ku mojej uciesze kotek odzyskał chęci do zabawy już po powrocie do domu :)

20 comments:

  1. Slodka jest!!! Gratuluje nowego czlonka rodziny! :-)

    ReplyDelete
  2. Pierwsze o czym pomyślałam: Czemu u nas nie ma takiej opieki dla zwierząt?
    Trudno trafić na dobrego weta a jak już się takiego znajdzie to brakuje sprzętu, kolejki duże itp. Może w dużych miastach jest inaczej, ale w mojej okolicy niestety tak to wygląda. Na większe operacje trzeba jechać minimum 35km.

    Fajnie, że macie kociaka z adopcji.
    Szczęśliwe futerka +1

    ReplyDelete
    Replies
    1. O tym jakie miałam ekscesy z wetami w Polsce mogłabym napisać pracę magisterską. A kiedy w końcu wydawało mi się, że znalazłam dobrą klinikę, tak jak mówisz 35 km od mojego miejsca zamieszkania (pochodze z zadupia) i woziłam tam swojego kota prawie co dwa dni, to nawet oni tam spaprali sprawę... Bardzo trudno znaleźć dobrą opiekę dla zwierzaka... Obecnie w PL nie moge polecic zadnego weta :(

      Delete
  3. Dobrze, że ma się już lepiej. śliczne maleństwo :) a kwota jednak jest dość wysoka..

    ReplyDelete
    Replies
    1. Spodziewałam się większej kwoty, takiej wiesz, zwalającej z nóg, ale odetchnelam z ulga, kiedy okazalo sie, ze tylko troche powyzej 100. To duzo fakt, ale jak juz wiemy w USA opieka zdrowotna sie ceni czy to dla ludzi czy dla zwierzaka.

      Delete
  4. Oby było więcej takich dobrych ludzi jak Ty...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ogromny komplement, aż płoną policzki, dziekuje :)

      Delete
  5. Słodziutka ;) na pewno teraz będzie jej dobrze ;)

    pozdrawiam;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziekuje w jej imieniu :) Oszalelismy na jej punkcie :D Pozdrawiam !:D

      Delete
  6. Śliczna kicia. Też taką chcę ;-) Pozdrawiam!

    ReplyDelete
  7. Słodziak! :) Szczęściara z tej Małej :)
    Pozdrowienia dla Waszej trójki!

    ReplyDelete
  8. Moze sie tylko cieszyc ze do Was trafila :-)

    ReplyDelete