Wednesday, October 3, 2012

New York City trip (day 1) - Part 1.

Myślałam, że wycieczka do NYC w tym roku się nie odbędzie, albo przynajmniej nie będzie taka, jak sobie to wyobrażałam. Problemy pojawiały się w sumie już od samego początku... W dzień wylotu sprawdziłam pogodę na 3 następne dni w Nowym Jorku, ponieważ jedynie 3 noce zamierzaliśmy tam spędzić. Prognoza pogody zapowiadała deszcze i burze z dokładnością co do godziny. Pomyślałam sobie wtedy "No pięknie, to będziemy mieli wycieczkę jak w mordę strzelił." Od niechcenia zapakowałam do torby parasol i myślałam też nad zakupieniem na miejscu jakiejś narzuty foliowej czy czegoś podobnego, bo co jak co, ale kiedy mam swoje plany, to muszę je zrealizować. Cały czas martwiłam się też, że nie mam ze sobą zbyt dużo ciepłych bluz i kurtek w razie, gdyby NYC okazał się o tej porze roku nieprzyjemnie chłodnym miastem.

W dzień wylotu wstałam o 7:00 rano, żeby zdążyć zapakować ostatnie rzeczy, wziąć prysznic i w miarę ciepło się ubrać, bo za oknem dość chłodna wczesna jesień. Przynajmniej od rana temperatura jest taka, że nie chce mi się wychodzić z domu. 

Do lotniska mieliśmy jakieś 15 minut drogi samochodem. Niestety kiedy wyjechaliśmy i już znajdowaliśmy się w jego okolicach , mieliśmy problem ze znalezieniem odpowiedniego parkingu, gdzie moglibyśmy zostawić samochód na te 3 noce. Trochę nam to zajęło, jednak myśleliśmy, że zdążymy na samolot. Później jednak okazało się, że aby dotrzeć na odpowiedni terminal, trzeba złapać autobus, któremu chyba nie spieszyło się, żeby dowieźć podróżujących tam, gdzie trzeba, a więc kolejne kilkadziesiąt minut poleciało na siedzeniu w autobusie. Miałam złe przeczucie...

Dotarliśmy do odpowiedniego "check in" na 35 minut przed odlotem. Niestety powiedziano nam, że ponieważ bagaż należy nadać conajmniej 45 minut przed odlotem, nie polecimy tym samolotem. Byłam wściekła... na wszystko... Na siebie, że nie powiedziałam mężowi, żeby wyjechać wcześniej, na męża, który w czasie, kiedy ja pakowałam nasze rzeczy, grał w jakąś grę na IPodzie i na wszystko wokół. Ogarnęła mnie dzika furia, bo w NYC mieliśmy być o godzinie 12:00 AM, po czym obliczyłam sobie, że ok. 13:30 znajdziemy się w hotelu, po czym zostawimy bagaże i pójdziemy zwiedzać, to co tak dokładnie zaplanowałam już zanim w ogóle dowiedziałam się, kiedy do NYC pojedziemy. No tak... mielismy zrobić to i to w takim i takim czasie, a w rezultacie... czekaliśmy na kolejny samolot, który miał pojawić się za 3 godziny... 3 długie godziny i tylko dwa wolne miejsca w tym samolocie, a w każdej chwili ktoś mógł te miejsca wykupić i kolejny samolot by nam przepadł. Zmusiłam więc męża, już prawie płacząc, żeby wykupił te bilety, bo po co mamy czekać w ciemno, zwłaszcza, że samo lotnisko do przyjemnych miejsc nie należy - chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się tak wymarznąć jak na tym pie*******m dworcu lotniskowym. Próbowałam więc ratować się gorącą czekoladą, która btw. miała posmak rozpuszczonego papieru. Obrzydlistwo, ale przynajmniej było ciepłe. 

Na pół godziny przed kolejnym odlotem, dowiedzielismy się, że nasz samolot, do którego zarezerwowaliśmy miejsca (były po znacznie niższej cenie niż normalnie - 80% off), jest opóźniony o około 30 minut. Teraz mogę Wam powiedzieć, że mam złe doświadczenia z liniami lotniczymi Delta... Samolot był opóźniony, a temperatura na pokładzie bardziej nadawałaby się do przewożenia mrożonego mięsa niż ludzi. Wymarzłam tak, że zaczęło pobolewać mnie gardło. Szczególnie wymarzły mi stopy, były zimne jak lód... Niby okrylismy się dostępnym na pokładzie kocykiem, ale był cienki i krótki, więc dawał niewiele ciepła. 

W końcu wylądowaliśmy na lotnisku JFK. Dobrze, że lot trwał jedynie 30 minut, bo gdybym miała tak lecieć kilka godzin, to grypa murowana. A teraz pytanie dla tych, którzy bardziej interesują się samolotami - dlaczego na pokładzie jest TAK ZIMNO?

Następnie był czas na odebranie bagażu i łapanie taksówki. Jazda z JFK do hotelu na Manhattanie trwała chyba dobrą godzinę z hakiem i na miejscu byliśmy o ok. 17:00. Uff... w końcu! Na szczęście, kiedy zobaczyłam prześliczny pokój hotelowy oraz widok z okna, cała moja złość minęła. Po 15 minutach byłam gotowa do wyjścia... Poszliśmy najpierw na Times Square, do którego mieliśmy najbliżej...












 A zaraz z Times Square przeskoczyliśmy w jedną z bocznych ulic, bo w planach mieliśmy odszukanie i zwiedzenie sklepu z zabawkami TAO Schwarz Toy Store, który, jak wiem z różnych źrodeł, miał być słynnym Dunkan's Toy Chest do którego zawitał nasz ulubiony Kevin Sam w Nowym Jorku ;) 








Po drodze byliśmy zaczepiani przez ludzi próbujących nam wcisnąć różne rzeczy. Szczególnie nie lubię tzw. smooth talkers - czyli cwaniaków, którzy mają taką gadkę, że potrafią przeciętnemu człowiekowi wcisnąć wszystko za kasę. Najlepszym sposobem na pozbycie się takiego smooth talkera, to po prostu ignorowanie go lub stanowcze odmawianie i brnięcie dalej przed siebie. 

Kiedy szliśmy ulicą, pewien Afro-Amerykanin wcisnął mi do ręki płytę CD. Wzięłam ją i poszłam z nią dalej, po czym koleś zaczął za mną biec i krzyczeć "But I need to sign it! I need to sign it!" ... Oddałam mu płytę do rąk i poszłam dalej szybkim krokiem ;)  Nie wiem co takiego miało znajdować się na tej płycie... czy to były jakieś kawałki nagrane przez tego Afro-Amerykanina, czy może to był po prostu pusty krążek? Ktoś to kiedyś od nich wziął? Jeśli tak, to jestem ciekawa co jest na płycie ;)







I oto jest FAO Schwarz!




LISEK




SNICKERS ROZMIARU XXL



PUSTA BUTLA PO COCA-COLI? ŁEEE



DOMINUJĄ SŁODYCZE Z MOTYWAMI HALLOWEENOWYMI
 Swoją drogą ciekawe, czy na Święta Bożego Narodzenia ten sklep wygląda jak z Kevina :D



Powyżej fajny gadżet na przyjęcie dla dzieciaków. Można do niego wlać galaretkę, wstawić do lodówki i galaretowaty mózg gotowy :D Sama bym sobie taki zrobiła :)


WANT SOME CANDY?


KAPELUSZ HARRY'EGO POTTERA - NIE ZAUWAŻYŁAM, ŻE ZA MNĄ JEST CIEMNE TŁO :(



LALKI BARBIE WYSZŁY Z MODY. TERAZ KUPUJE SIĘ PODOBIZNY POSTACI ZE "ZMIERZCHU" ;)





FONTANNA PRZY CENTRAL PARKU





U góry, po lewej stronie napewno możecie zauważyć oszklony Apple Store, do którego postanowiliśmy spontanicznie zajrzeć i zobaczyć co się tam dzieje, ponieważ przez szybę widzieliśmy, że kręci się tam mnóstwo ludzi i każdy coś robi na swoim IPhonie, IPodzie czy na IPadzie albo notebooku. Nie powiem, że widok nie był przerażający... ludzie sprawiali wrażenie, że wirtualny świat to ich rzeczywistość, a od rzeczywistej rzeczywistości wydawali się całkowicie odcięci, jakby zahipnotyzowani i głównie zajęci czytaniem komentarzy na swoim Facebooku :P. (Jakie mam zdanie o Facebooku, to chwilowo zostawię dla siebie, a do pozytywnych nie należy).

A tu krótkie nagranie z tego sklepu: KLIK




ROCKEFELLER CENTER







Tego samego dnia, następnym celem miał być Empire State Building. Miał... Kiedy weszliśmy do środka, wjechaliśmy ruchomymi schodami na pierwsze piętro, jedna z pracowniczek poinfomowała nas, że widoczność z 86 piętra ESB jest niestety ograniczona i dzisiaj w nocy mało widać. Można było to zauważyć, ponieważ kiedy patrzyliśmy na ten budynek u jego "podnóża", wydawał się szczytować w chmurach. Ten widok można było określić jako creepy bądź spooky (niestety nie zrobiłam zdjęcia) ;) Zdecydowaliśmy się nie wchodzić tego dnia na 86 piętro głównie z tego względu, że posiadaliśmy New York City Pass, którą do każdej atrakcji mogliśmy użyć tylko raz.










I powrót na Time Square...










A następnie powrót do hotelu, gdzie w końcu mogłam odpocząć po tym przepełnionym stresem i wrażeniami dniu oraz nabrać sił na jutrzejszą pobudkę o 7:00 AM i zwiedzanie :). Uff... A jak pierwsze wrażnie o NYC? To miasto jest szalone, ale o tym później :) 

21 comments:

  1. Za 8 miesięcy też to zobaczę... nie mogę się doczekać!

    ReplyDelete
  2. OMG, byłabym co najmniej tak samo wściekła jak Ty, po takiej podróży z przygodami! Ale myślę, że wizyta w tym sklepie z zabawkami bardzo szybko poprawiłaby mi humor :):):) dobrze wiedzieć o tym sklepie, może zahaczymy o niego, jeśli wiosną uda nam się wybrać do NJ :) Czekam na dalszą relację z wycieczki!

    ReplyDelete
    Replies
    1. a na przeciwko tego sklepu stoi hotel w ktorym Kevin mieszkal ;)

      Delete
    2. wiadomo, ze w takich chwilach nie jest do smiechu...ale takie wycieczki z przygodami najlepiej sie wspomina :)

      Delete
    3. Super są takie filmowe miejsca:) Ten sklep robi fajne wrażenie, zważywszy w szczególności na to, że widziało się go w "Kevinie" z pięć razy, o ile nie więcej. I jak tu nie wierzyć w magię filmu...:) Chciałabym zobaczyć jeszcze dom Kevina, bo takie amerykańskie dzielnice i oświetlone lampkami wille wyglądają rewelacyjnie. Zdjęcia bardzo zachęcające.

      Delete
    4. Dom Kevina jest w Illinois, miasteczko Winnetka :) http://hookedonhouses.net/2008/12/12/home-alone-kevins-house-in-chicago/

      Delete
    5. Sklep z zabawkami Duncan's toys chest nie istnieje !
      Dekoracje stworzono na potrzeby Kevin sam w Nowym Yorku w Rookery building w... Chicago. http://en.wikipedia.org/wiki/Rookery_Building Szkoda, bo chciałoby się go zobaczyć na żywo ;)

      Delete
    6. oczywiscie, ze ten sklep nie istnieje. Rozne zrodla jednak podaja gdzie te sceny ze sklepu zostaly nakrecone i m.in. mozna sie dowiedziec, ze bylo to w Fao Schwarz

      Delete
  3. Aj zazdroszczę Ci tej wycieczki do NYC ;) Ale moja mnie jeszcze czeka :D Znowu udało ci się zabrać mnie tam na małą wirtualną wycieczkę ;) Super!
    Czekam na dalszą część relacji z Wielkiego jabłka :)
    Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak Btw. na wycieczce przypomnialam sobie dlaczego Big Apple, a nie np. Big Bean czy Peach czy cos ;)

      Dzieki :D Dalsze czesci beda lepsze (tak mi sie wydaje)

      Delete
  4. Mimo wszystkich problemów widoki niezwykłe, a sklep genialny, szkoda że w PL nie ma takich :(

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mysle ze to kwestia czasu i w PL tez zaczna sie pojawiac podobne :)

      Delete
  5. Mnie się bardzo podobał Toys'R'Us na Times Square i sklep M&M's. Pyszności! Byłaś?;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widziałam te sklepy, ale nie wchodziłam, bo czasem nie miałam już siły :D błam maksymalnie nastawiona na zwiedzanie historycznych i charakterystycznych miejsc, że zwykle przystawałaliśmy gdzieś albo na lunch, albo na kawe, zeby zebrac sily na ponowna wędrowke :)

      Delete
  6. Dolaczam sie do negatywnych opinii o liniach Delta - raz zgubili moj bagaz, drugi raz mieli poznienie 2h, w zwiazku z czym nie zdazylam na moj nastepny samolot i mialam watpliwa przyjemnosc noclegu w NYC uzbrojona wylacznie w bagaz podreczny... Za to na koszt Delty oczywiscie ;)

    ReplyDelete
  7. Dolaczam sie do negatywnych opinii o liniach Delta - raz zgubili moj bagaz, drugi raz mieli poznienie 2h, w zwiazku z czym nie zdazylam na moj nastepny samolot i mialam watpliwa przyjemnosc noclegu w NYC uzbrojona wylacznie w bagaz podreczny... Za to na koszt Delty oczywiscie ;)

    ReplyDelete
  8. swietne zdjecia, szczegolnie te nocne, chyba bez statywu robione a mimo wszystko ostre! ;)
    Co za torebke masz ze soba?? ladnie pasuje do mniej oficjalnych strojow.... :)

    ReplyDelete
  9. swietne zdjecia, szczegolnie te nocne, chyba bez statywu robione a mimo wszystko ostre! ;)
    Co za torebke masz ze soba?? ladnie pasuje do mniej oficjalnych strojow.... :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzieki :D Tak, zdejcia robione bez statywu :D Jeszcze sie nie dorobilam haha :D

      Torebke kupilam w Marshalls - Tommy'iego Hilfigera po taaaakiej przecenie :D

      Delete
  10. dzieki za szybka odpowiedz!!!

    ReplyDelete